piątek, 29 czerwca 2012

Nowe Love - Refresh płyn do demakijażu oczu Kolastyna

Kosmetyki Kolastyny pamiętam jeszcze z dzieciństwa - wtedy były to głównie produkty do opalania. Odnoszę wrażenie, że później marka gdzieś zniknęła. Ostatnio zauważyłam ją z powrotem w drogeriach, a że właśnie dobiłam dna w demakijażu AA, postanowiłam spróbować.
Zmywam nim oczy już od kilkunastu dni, ale pozwalam sobie zamieścić jego recenzję, ponieważ dobry demakijaż nie potrzebuje tygodni, by pokazać na co go stać. Będzie zatem krótko i na temat.



Opakowanie - wątłe niestety. Trzeba uważać, bo spotkanie z podłogą /tak, przerobiłam/ kończy się odstrzeleniem nakrętki i rozlaniem zawartości. Wygodna jest w nim obecność klapki. pojemność 125 ml.


Produkt - demakijaż Kolastyny to przezroczysty, pozbawiony zapachu płyn. Nie jest tłusty, ani lepki.

Efekt/Działanie - wystarczy jeden wacik użyty z obydwu stron, by zmyć powieki. Ten płyn zmywa wszystko błyskawicznie - żelowy eyeliner, tusz, ciemne cienie. Wystarczy przyłożyć go do powieki, lekko docisnąć, przytrzymać i usunąć makijaż. Nie wymaga tarcia, ani wysiłku. Po całym, nawet intensywnym makijażu nie pozostaje nawet ślad. Nie ma problemu z usunięciem linera, czy kredki nawet z linii rzęs.

Płyn nie podrażnia, nie powoduje łzawienia, pieczenia, nie pozostawia żadnych filmów, ani warstw.Nie zauważyłam też, by wysuszał, ale ja ostatnio zmobilizowałam się do codziennego stosowania kremu pod oczy, więc moja opinia na ten temat może nie być miarodajna.

Ze względu na niespotykaną skuteczność, ma spore szanse być bardzo wydajnym.


Podsumowując - polecam. Zwłaszcza, że kosztuje niewiele i w moim prywatnym rankingu, po spektakularnym upadku dwufazy Ziaji, wysuwa się na tej półce cenowej na niekwestionowane prowadzenie.

czwartek, 28 czerwca 2012

Recenzja - Guerlain Ecrin 6 Coleurs 68, Champs - Elysees

Pod postem - TAGiem na temat Guerlain sporo z Was skomentowało paletę, o której napisałam, że jest tak piękna, jak - delikatnie mówiąc - słaba. Żeby więc nie być gołosłowną, postanowiłam Wam ją przybliżyć.
Szczerze mówiąc zwlekałam wieki całe z jej recenzją, bo naprawdę nie cierpię takich rozczarowań, zwłaszcza, że tak jak napisałam marzyłam o niej i śniła mi się po nocach od momentu, kiedy jeszcze latem zobaczyłam jej promo. Champs-Elysees to jest ni mniej ni więcej, ale dokładnie to, co tygryski lubią najbardziej - fiolet w towarzystwie szarości z dodatkiem czerni. Nie istniała jeszcze wtedy lepiej skomponowana paleta /teraz quady z LE MAC Me Over i Daphne postawiłabym ciut wyżej, ale pewnie jest to spowodowane w dużej mierze moim rozczarowaniem tą paletą/


MAC - LE HEAVENLY CREATURE

ODKRYJ CAŁKIEM NOWĄ GALAKTYKĘ PEŁNĄ ODCIENI...
Na powierzchni wydają się marmurowe, ale na skórze dają niebiański efekt. Kolekcja M·A·C Heavenly Creature składa się z 9 cieni mineralnych Mineralize Eye Shadows, 4 pudrów Mineralize Skinfinish oraz 4 róży Mineralize Blushes, zaś w orbicie jest 5 odcieni szminek, 5 odcieni  Cremesheen Glass oraz tusz False Lashes Mascara. Skóra dostaje odżywczą dawkę z wody Mineralize Charged Water Cleanser, kremu Mineralize Charged Water Moisture Gel oraz kremu pod oczy Moisture Eye Cream. W tej limitowanej kolekcji powraca też peeling Mineralize Volcanic Ash Exfoliator, który delikatnie czyści i złuszcza naskórek, aby skóra była bardziej promienna.



środa, 27 czerwca 2012

Zużycia czerwiec vol.II

Kolejna porcja zużyć - tym razem bardzo skromna kolorówka - w tym miesiącu skupiłam się na nowościach i to je maltretowałam niemalże codziennie, dlatego nie miałam fizycznie możliwości zużyć większej ilości, chyba, że malowałabym się 5 razy dziennie - na co z kolei nie mam czasu niestety ;P.
Próbki - zazwyczaj korzystam z nim podczas wyjazdów, ponieważ zajmują znacznie mniej miejsca i są bezpieczniejsze, trudniej je roztrzaskać niż słoik kremu nawet takiej roztrzepanej gapie. Krótkie podsumowania w dalszej części.

wtorek, 26 czerwca 2012

Punkt G


Zaczęło się całkiem niewinnie parę dni temu od 4Premiere jeśli dobrze pamiętam ;) później była Marti, Sroka i Krzykla  i Pinko /Krzykla - dzięki za uzupełnienie ;), ja przyłączam się do tego nieformalnego TAGu dzisiaj, ale przyznaję szczerze, że robię to wyznanie winy tylko i wyłącznie dlatego, że moja kolekcja Guerlain jest bardzo skromniutka ;) Podejrzewam, że gdyby rzecz dotyczyła pewnej marki na M nie byłabym już taka do przodu i byłby to post jedynie dla osób o mocnych nerwach - ja sama nie wiem, czy byłabym na to gotowa ;)



Lingerie De Peu - miałby niekwestionowaną pozycję najlepszego podkładu wszech czasów, gdyby nie brak odpowiedniego koloru. 02, który posiadam jest dla mnie niestety przez większą część roku zbyt ciemny, co dodatkowo potęguje fakt, że podkład się utlenia, kupowałam go niestety we wrześniu i wtedy był idealny. Poza tym jednym jedynym mankamentem - podkład idealny.

Meteorites Perles baza - recenzja - baza bez zarzutu, uwielbiam.


Meteoryty kulki - prezent od siostry, sama nie mogłam się na nie zdecydować całe wieki. Bardzo lubię, są ze mną przy każdej ważniejszej okazji, jednak magazynu robić nie zamierzam, LE nie kręcą mnie jakoś wyjątkowo, a dodatkowe znaczenie ma fakt, że ten produkt jest po prostu fizycznie nie do zużycia. Wystarczy mi 02 Teint Beige ;)


Paleta 68 Champs-Elysees - moje największe paletowe marzenie /gdy tylko zobaczyłam jej zdjęcie wiedziałam, że bez niej nie przetrwam jesieni ;)/ i jednocześnie jedno z większych rozczarowań. Paleta skomponowana idealnie - szarości i fiolet /na zdjęciu nie wiedzieć czemu jest granat ;/, czyli to, co na swoich powiekach kocham najbardziej, a przy tym pigmentacja tak słaba, że aż żal. Uprzedzając wątpliwości - nie nie sprawdzałam jej przed zakupem, dostałam ją od rodziców. Sięgam po nią rzadko, bo nie lubię się denerwować ;)


Paletlka Bal De Minuit  407 - Bardzo ją lubię, taki ślubnik. Ładnie skomponowana, cienie nasycone, dobrze się blendują, trzymają na oczach całe wieki. Żadnych wad ;)

Błyszczyk Kiss Kiss - gratis do podkładu. Szczerze mówiąc używam na tyle rzadko, że nie będę wydawała opinii na jego temat. Może kiedy kiedyś rzuci mnie w jego stronę, napiszę recenzję.


I to wszystko. W sumie niewiele, ale jak dla mnie w sam raz. Ponowię z tego prawdopodobnie zakup bazy, bo jest rewelacyjna i podkładu jeśli kiedykolwiek jakimś cudem uda mi się trafić na odcień 01.

m.m.

p.s. punkt G również u Zosi oraz Pralinki

edit - udało mi się wrzucić lepsze zdjęcia, poprzednie robione były rano, stąd zerowe światło, zresztą w tej chwili we Wrocławiu w ogóle nie ma żadnego światła, na czele ze słonecznym ;/

niedziela, 24 czerwca 2012

Krakoff - czyli trochę prywaty vol.II /no i zakupy ;P/


Akumulatory na kolejny miesiąc naładowane ;) Cały dzień w Krakowie, fenomenalna pogoda, baaaardzo długi spacer, lody na Starowiślnej, kawa w Dymie, pieczywo na Meiselsa i sporo innych zakupów, bo w końcu miałam na nie moment. Udało mi się nawet kupić sukienkę na wrześniowy ślub siostry męża /szwagierki???/ i nabyć Jantar. To jest wręcz kuriozalne - przeszukałam 3/4 Wrocławia i jego satelity w poszukiwaniu wcierki i mgiełki, a w Krakowie wystarczyło wejść do pierwszej apteki na Kazimierzu ;P

piątek, 22 czerwca 2012

A już niebawem...

 Moje Drogie, przez kilka kolejnych dni jestem po uszy zakopana w Lounge Magazynie, ponadto jutro szykuje mi się urlop od życia i cały dzień w ukochanym Krakowie, dlatego przez moment będzie mnie tu mniej, ale w połowie przyszłego tygodnia powinnam być już na dobre z powrotem, a wraz ze mną - między innymi - poniższe tematy. Jeżeli któryś interesuje Was szczególnie - dajcie znać, a postaram się nadać mu podwyższony priorytet.
  •  Korektory - mały przegląd poniższych /+ rozbitego w drobny mak Pro Longweara/ oraz opinie na ich temat


  • Miód z cytryną ;)

  •  Sypańce - Kryolan oraz MUFE - bez przerwy pieję z zachwytu nad Redness Solutions Clinique - pora na moich dwóch pozostałych ulubieńców w kategorii puder sypki
  • Paint Poty MAC - co to jest, jakie jest, jak nakładać i ogólnie co z tym zrobić, by pokochać ;)


 m.m.

czwartek, 21 czerwca 2012

Zużycia czerwiec vol.I - pielęgnacja

Czerwcowe zużycia wrzucam odrobinę wcześniej, ale ja po prostu nie jestem w stanie magazynować tych pustych opakowań ;) Moja łazienka coraz bardziej się przejaśnia, co nie ukrywam napawa mnie dumą. Na ten moment mam co prawda zdenkowane jedynie dwa wyrzuty sumienia, ale zawsze to coś. Mam nadzieję, że przez te pozostałe kilka dni czerwca uda mi się dobić jeszcze parę rzeczy.

Ogólnie w zużyciach pomijam zużywane na tony żele pod prysznic, jeśli to po prostu zwykła Nivea, dezodoranty, etc.


TBS Shower Gel - druga dobita butla i definitywny koniec mojej przygody z tym żelem, a dokładniej mówiąc z tą wersją zapachową.

Farmona Sweet Secret - zakupiony dawno temu jako próba zastąpienia nieodżałowanego czekoladowego masełka z DAX/Perfecty /swoją drogą, czy któraś z Was jeszcze pamięta te masła - było jabłko i gruszka, malina, czekolada oraz róża - jestem tak zła i zawiedziona, że jakaś mądra głowa postanowiła je wycofać, że szkoda gadać/  - generalnie zachwycona tym produktem nie jestem. Początkowo było nawet ok, ale później zapach zaczął mnie męczyć i z trudem go zużyłam. Konsystencja była nawet w porządku, jedynym mankamentem było to, że skóra po nim niemiłosiernie się kleiła, tak jakby masło nie wchłaniało się do końca.

Żele p/prysznic Sephory - tu akurat grapefruit tangerine oraz cranberry lychee - uwielbiam ;) oczywiście, nie ma co tu nawet wspominać o składach, wydajności, etc, ale zapachy tych żeli i ich wachlarz są po prostu obłędne. Mam jeszcze kilka na stanie, zużywam głównie w czasie wyjazdów, albo kiedy chcę maksymalnie poprawić sobie samopoczucie. Zapach ma jeszcze tą zaletę, że bardzo długo utrzymuje się na skórze, a ponadto można do niego idealnie dobrać balsam. Polecam łowić je w czasie częstych promo

Mgiełka Radical - dosyć szybko sięgnęła dna, miłości z tego nie ma, ale dosyć pozytywna znajomość, która być może zaowocuje powtórnym zakupem, ponieważ dostanie gdziekolwiek mgiełki Jantaru graniczy z cudem. Miałam wysmarować recenzję, ale wystarczy powiedzieć, że kompletnie nie sprawdził się w roli nawilżacza. Ot po prostu dodatek do pielęgnacji.

TBS krem do rąk Cranberry Joy - uwielbiam po prostu - za ten wspaniały zapach i za to, że tak naprawdę sprawdził się znacznie lepiej niż tegoroczny HempHand. Na przecenach sezonowych dorwałam jeden i tuż po pierwszej aplikacji wróciłam po drugi. W tym roku, jeśli oczywiście ta seria znów zawita do salonów, zrobię zapasy na cały rok. Polecam obniżki ponieważ bez nich krem kosztuje 22pln za 50ml, czyli niekoniecznie atrakcyjnie.Krem bardzo dobrze się aplikuje, jeszcze lepiej wchłania, ślicznie i długo pachnie.

Johnson's Baby Soothing Naturals krem intensywnie nawilżający - bardzo go lubię. Fantastycznie pachnie, świetnie miesza się z podkładami aplikowanymi na ciało i ułatwia ich równomierne rozprowadzenie. Ponadto przez bardzo długi czas był nieodzownym elementem na moim biurku w pracy, ponieważ bardzo dobrze radzi sobie jako krem do rąk w takiej codziennej, rutynowej pielęgnacji.

Na dzisiaj tyle. Jutro kolorówka + próbki. No i mam nadzieję, pod koniec miesiąca ciąg dalszych moich zużyciowych osiągnięć.

m.m.

wtorek, 19 czerwca 2012

Recenzja - Water Drop BB Lioele Aqua Makeup

Kolejna z tych recenzji, które z niewiadomych przyczyn niemiłosiernie odwlekam w czasie. BB od Lioele mam już prawie od roku i dobijam do jego końca. Pora więc w końcu na opinię na jego temat.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

zjawiskowy bubel - Forever Youth Liberator YSL

Generalnie nie zwykłam pisać recenzji na podstawie próbki, toteż nie będzie to recenzja w pełnym tego słowa znaczeniu. O próbkach jestem skłonna napisać jedynie wtedy, gdy naprawdę czymś szczególnym się wykażą, a próbka tego kremu wykazała się w 100%. Z gorszym bublem pielęgnacyjnym dawno nie miałam styczności, a pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że jest to krem marki uważanej za ekskluzywną.


środa, 13 czerwca 2012

Back2MAC

Udało mi się wymienić wczoraj opakowania na pomadkę, jeśli macie ochotę zobaczyć moje nowe cudo, zapraszam dalej ;)


Przypomnienie - Essence dla Was ;)

Tylko jeszcze dzisiaj możecie zgłosić chęć zgarnięcia zestawu z LE essence A New League

Do dzieła więc - KLIK! ;)


m.m.

wtorek, 12 czerwca 2012

Prysznicowy ulubieniec - Nivea Free Time Kremowy żel p/prysznic karambola i aloes

Po serii narzekań na prysznicowe niewypały postanowiłam zaprezentować Wam mojego faworyta w tej dziedzinie - tadaaaam jakby to powiedziała moja córa - ulubieniec ostatnich miesięcy - Nivea z karambolą. To tak żeby nie było, że zawsze marudzę i nijak mi dogodzić ;)


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Max Factor na Dzień Babci ;)

Dzisiaj w drogerii natknęłam się na nowe dziecko Max Factor. Wygląda to jak ich poprzedni pomysł z cieniami, z tym, że teraz jest to produkt do ust. Pomadka, a dokładniej dwie pomadki w jednej. Nie będę wklejała zdjęć producenta, ponieważ bez trudu dotrzecie do nich w sieci. Nazywa się ten twór Flipstick Colour Effect i jest - przysięgam - bardzo silnym kandydatem do miana najbrzydszego kosmetyku roku. Nie wiem, kto dobierał/tworzył te zestawy kolorystyczne, ale spójrzcie same - są maksymalnie babciowe /poza naprawdę kilkoma kolorami, ale ich się od towarzyszy odseparować nie da niestety/.
Swatche robione są w biegu w sklepie, zdjęcia tuż po wyjściu, więc wybaczcie 'roboczość'. Niemniej jednak te 'cud' kolory są w miarę widoczne.

ta plama po środku i na skraju po prawej to jakieś malowidło mojego dziecka flamastrem do ust Maybelline, które jak widać nie do końca się domyło ;/

m.m.

Recenzja - cienie Everyday Minerals - Well Being oraz Live Austin Live

W połowie maja /KLIK!/ pokazywałam Wam dwa obłędne odcienie fioletu, które przywędrowały do mnie ze sklepu Kosmetyki Mineralne. Cienie Live Austin Live oraz Well Being to moje pierwsze mineralne cienie - jak dotąd moja przygoda z tą naturalną kolorówką ograniczała się jedynie do różów, podkładów i bronzerów. Przyznam szczerze, że po pierwszych swatchach oczekiwania miałam ogromne. Kolory tych cieni są wręcz stworzone dla mnie, kocham wszelkie fiolety miłością dozgonną i kiedy otworzyłam paczuszkę od KM oniemiałam. A później zaczęła się nasza przygoda na oczach...
Cienie do powiek to moje makijażowe uzależnienie - uwielbiam wszelkie kolory, formuły, wszystko, co można w jakiś sposób zaaplikować na powiekę z całą pewnością mnie zainteresuje. Mimo, że lubię cienie proste w obsłudze, to mam też kilka takich, które wymagają więcej pracy i starań, by na oku stworzyć coś idealnego. To właśnie do tego grona dołączyły minerałki z EDM. Ale po kolei.


niedziela, 10 czerwca 2012

Recenzja - Estee Lauder - Revitalizing Supreme Global Anti-Aging Creme

Do recenzji tego kremu zbieram się już od jakiegoś czasu i nie wiem dlaczego zebrać się do tej pory nie mogłam. Plus jest taki, że zdołałam poznać go chyba z każdej możliwej strony. Postaram się wysilić na chłodną recenzję i nie zarzucić Was natychmiast wszystkimi jego cechami, jednak w przypadku tego produktu może być to dla mnie trudne - dlaczego, przekonacie się w dalszej części ;)


sobota, 9 czerwca 2012

Minimalizm

Na samym początku maja - KLIK! przedstawiałam Wam swój zestaw do zadań specjalnych, po który sięgam zawsze kiedy potrzebuję makijażu, który przetrwa w niezmienionym stanie cały bardzo długi dzień - nie rozpłynie się, nie zwarzy, słowem kompletnie nic się z nim nie stanie. Mimo, że aplikuję wtedy na twarz całą masę produktów, nie kombinuję i sięgam jedynie po te sprawdzone ponieważ to wyjątkowe sytuacje i muszę mieć pewność.
Inaczej niż na co dzień, kiedy naprawdę bardzo dużo eksperymentuję i testuję - różne produkty, różne rozwiązania, różne połączenia. Natomiast wśród tych codziennych sytuacji zdarzają się również takie, kiedy bardzo się spieszę, moje dziecko absolutnie nie ma ochoty przez chwilę zająć się sobą/bajkami/zabawkami, lub chociażby moimi cieniami do brwi, albo mam po prostu małego leniuszka i nie mam mocy wysmarowywać na powiekach skomplikowanych malowideł.
Przedstawiam Wam zatem dzisiaj najbardziej minimalistyczny i najbardziej błyskawiczny makijaż w moim wydaniu - już mniej i szybciej się po prostu nie da ;) W przeciwieństwie do tamtego żelaznego zestawu, temu zdarzają się zmiany, aczkolwiek nie drastyczne.


Twarz -
Age Defense BB cream od Clinique - testuję go intensywnie od kilku dni i muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona - do tej pory używałam BB Waterdrop od Lioele, ale byłam z niego średnio zadowolona. Za wcześnie na pełną recenzję, ale zapowiada się naprawdę dobrze.
Puder Redness Solutions również od Clinique - recenzja - nadal mój ulubiony sypaniec, po którego sięgam najczęściej. Abstrahując już nawet od tego, że jest tak piekielnie wydajny, że posłuży mi chyba jeszcze w kolejnym stuleciu.
Rozświetlacz Crew i bronzer Nude On Board - recenzja - więcej już chyba mówić nie trzeba - uwielbiam niezmiennie od momentu, w którym ich dotknęłam. Są świetnej jakości, dobrze napigmentowane, idealne na lato i błyskawiczne w użyciu.

Oczy -
 Paint Pot Soft Ochre - tak bardzo przyzwyczaiłam się do bazy, że bez niej nie potrafię. PP świetnie sprawdza się w tej roli i to po niego sięgam najczęściej, jeśli nie stosuję Stay Don't Stray Benefitu.

Eyeliner w żelu Fluidline Blacktrack - świetny, bardzo wydajny produkt. Nie, nie bawię się w malowanie kresek na powiekach w wersji minimum, ale aplikuę go w linii rzęs na górnej i dolnej powiece i rozcieram pencil brushem definiując w ten sposób oko. Mam niestety taki typ urody, który wymaga mocniejszej oprawy oczu, bo inaczej się gubią i wyglądam źle. Dlatego zawsze używam eyelinera, kredki, bądź chociażby ciemnego cienia.

Cienie - moje absolutne minimum to na chwilę obecną Satin Taupe na całej górnej powiece roztarty Moleskine /LE Mac Me Over/, często sięgam również po zestaw Vex+Shadowy Lady w załąmaniu i zewnętrznym kąciku - ale wtedy zamieniam Blacktracka na purpurową kredkę.

Tusz - niezmiennie ukochany Opulash Optimum Black.

Na zdjęciu brakuje jeszcze korektorów - w chwili obecnej sięgam zamiennie po MAC Pro Longwear /świetny produkt, za którego recenzję zabieram się już od dawna/ oraz Redness Solutions /również bardzo dobry i również czeka na swoją recenzję ;)/

To byłoby na tyle - zapewne część z Was uzna, że jest tego dużo jak na minimalistyczny makijaż, ale ja naprawdę mniej już nie potrafię :) Może tak jak poprzednio i tym razem pokusicie się o stworzenie swoich zestawów makijażowych leniuszków... Bardzo chętnie poczytam i obejrzę

m.m.

piątek, 8 czerwca 2012

Pech pod prysznicem - Dove Go Fresh - Plum and Sakura

Sporo ostatnio na tym blogu produktów pod prysznic, ale znosi mnie na eksperymenty. Przez wiele lat używałam jedynie Palmolive i byłam bardzo zadowolona, jednak jakiś czas temu kondycja mojej skóry znacznie się pogorszyła i Palmolive zaczęło mnie podrażniać i uczulać. Sięgam po niego jeszcze czasami, głównie po wersję z werbeną, ale generalnie staram się omijać. Namiętnie za to stosuję Nivee, zwłaszcza, że ta wypuściła na rynek świetne i rewelacyjnie pachnące żele z karambolą, czy pomarańczą. Często też próbuję nowości.
Generalnie za marką Dove nie przepadam. Ani ona jakoś nadzwyczajnie dobra, ani jakoś specjalnie atrakcyjna cenowo. Lubię jeden żel z ogórkiem i to byłoby na tyle. Kiedy jednak podczas którejś z ostatnich wizyt w Rossmanie mój wzrok przykuła fioletowo biała butelka na której widniała śliwka i sakura, nie mogłam sobie odmówić. Śliwki uwielbiam, a do sakury mam słabość. Butla wylądowała w koszyku.


czwartek, 7 czerwca 2012

Pachnący

Ten post kusił mnie już od jakiegoś czasu - jak zapewne zauważyłyście rzadko kiedy piszę o perfumach, bo mimo absolutnego ich uwielbienia i uzależnienia od nich /nie wyjdę z domu bez perfum, w torebce mam zawsze miniaturę, w razie gdyby jakimś cudem zdarzyło mi się zapomnieć/ nie czuję się mocna w opisywaniu zapachów i wolę poczytać jak opisują je inni, niż silić się na retorykę mi odległą. Dzisiaj jednak przy okazji nie wiem już którego w tym roku długiego weekendu, taki właśnie lżejszy, pachnący, weekendowy post o tym, czy pachnie em. vel SmokyEveningEyes


środa, 6 czerwca 2012

Who's next...?

wklejam info znalezione przed chwilą na FB... Komentarz pozostawiam Wam.
UD pokochałam za cienie i bardzo szanowałam za ten napis z tyłu palety -We don't do animal testing. How could anyone?
Osobiście dołują mnie kolejne marki dołączające się do tego procederu, ale jeszcze bardziej dołują mnie ich tłumaczenia. I tak wiem - oni sami testować nie będą... Ale czy to tak wiele zmienia?

http://www.urbandecay.com/Urban-Decay-China/Urban-Decay-in-China,default,pg.html


m.m.

Recenzja - AA Ciało Wrażliwe Antycellulitowy Balsam Do Ciała

Będę się dzisiaj zachwycać ;)
Po ten produkt sięgnęłam pierwszy raz już jakiś czas temu i przyznaję, nie bez znaczenia okazało się tu zdjęcie na butelce. Jak wiele z Was, które zaglądają tu już od jakiegoś czasu w miarę regularnie, być może kojarzy - nie ma dla mnie i mojego nosa zapachu bardziej pożądanego niż kilogram świeżych cytryn i pochodne. /Abstrahuję od perfum, ale post na ten temat ukaże się wkrótce./ Z tym zapachem jest jednak jeden bardzo poważny problem - bardzo łatwo na rynku znaleźć produkty pielęgnacyjne, którym bliżej pod tym względem do środka do czyszczenia łazienek, niż pięknego, świeżego, czystego zapachu cytrusów.

wybaczcie słabe światło, ale pogoda w Breslau od kilku dni nie dopisuje i bardzo trudno jest o jakieś sensowne zdjęcia

sobota, 2 czerwca 2012

piątek, 1 czerwca 2012

Zużycia kwiecień/maj - pielęgnacja vol. II + kolorówka

Kolejny post zużyciowy za miesiące kwiecień/maj. Rozkręcam się, chociaż denkowania na poziomie simply_a_woman pewnie w tym życiu nie osiągnę ;)

Przez te ostatnie dni udało mi się zużyć jeszcze kilka zalegających w łazience wyrzutów sumienia. Wrzucam również kolorówkę, niektóre wykończyłam z żalem, niektóre z ulgą - szczegóły poniżej.


  • Żel p/prysznic Alterra - recenzja - z niekłamaną ulgą wycisnęłam wczoraj z niego ostatnią kroplę. Moje odczucia względem niego nie zmieniły się ani odrobinę. Być może istnieją lepsze wersję tych żeli, ale ja po tej butli z całą pewnością zamierzam omijać je szerokim łukiem. 
  •  Żel p/prysznic The Body Shop - recenzja - na półce zalega jeszcze 3/4 drugiej butli i nie mam mocy, by go wykończyć. Nie skreślam jak powyżej całej serii, bo poza zapachem nie mam się w zasadzie do czego przyczepić, nie mniej jednak tego gagatka nie cierpię i już.
  •  Szampon Organicum - recenzja - to już moja któraś z kolei butla. Kolejną rozpoczęłam wczoraj rano. W zasadzie wszystko jest w recenzji - uwielbiam i nie zamienię na żaden inny.
  • Peeling cukrowy Pomarańcza -Wanilia Perfecta Spa - jeden z moich największych wyrzutów sumienia. Początkowo zakochałam się w tym zapachu, z czasem zaczęłam widzieć coraz więcej wad - niefunkcjonalne opakowanie, zapach, który mnie męczył i okropna tłusta, trudna do zmycia warstwa, którą on na skórze zostawiał. Wykończony z bólem i trudem. Raczej nie do powtórzenia, chyba, że  mnie coś zaćmi. 


  • Rimmel Match Perfection - recenzja - koszmar nad koszmary - podobno istnieją dwie wersje tego podkładu i ja niestety trafiłam na tą gorsza, ale sprawdzać tej lepszej nie mam najmniejszego zamiaru.  Jedyne, co u mnie zmieniło się od czasu tamtej recenzji to to, że podkład zaczął mnie bardzo zapychać. Z trudem go wykończyłam i wiele razy byłam naprawdę bliska ciśnięcia go w kubeł. 
  • MAC Plushglass Butterfly Dream -recenzja - uwielbiam, jak żaden inny. Dość powiedzieć, że gdy tylko sięgnęłam dna - przedwczoraj - pobiegłam do MAC'a zapytać dziewczyn, czy przypadkiem nie ostał im się jeszcze jakiś egzemplarz z tej LE. Ku mojej radości - został i trafił prosto w moje ręce, a ja generalnie nie ponawiam zakupów kolorówki poza pudrami i podkładami. Jedyny mankament, to brak odpowiedniego dla mnie koloru w stałej ofercie.
  • MAC StudioFix - mieliśmy króciutki moment zawahania w naszej długoletniej znajomości, ale na szczęście szybko minął. Wydaje mi się, że był spowodowany jakimś załamaniem stanu mojej skóry, bo żaden podkład nie wyglądał wtedy na mnie dobrze. To mój ulubiony podkład codzienny. Nie wykluczam, że sięgnę teraz dla odmiany po Matchmaster, ale pewnie nie raz jeszcze do StudioFix wrócę.
  • MAC SkinFinish Natural - kolejne opakowanie. Bardzo dobry i na stałe zadomowiony w mojej torbie.
  • MAC Opulash - mój maskarowy faworyt zaraz obok jej 'udoskonalonej' siostry. Uwielbiam ten tusz za to, co robi z moimi rzęsami i za to, że praktycznie się nie starzeje. Podrasowana wersja Opulasha - Optimum Black na początku bardzo mnie rozczarowała, ale później okazało się, że trzeba dać jej czas, żeby nabrała charakteru i teraz nie rozstaję się z nią. To już drugie wykończone opakowanie klasycznego Opulasha. Jej cena nie odbiega od ceny maskar drogeryjnych, a dla mnie to tusz niezawodny.
To byłoby na tyle zużyć w ciągu tych dwóch miesięcy. Jak widać, zabrałam się za to porządnie i widać efekty. Dumą napawa mnie przejaśniająca się szafka w łazience. Mniej trochę cieszy  zużycie MACzków, bo oznacza to ni mniej ni więcej, jak tylko konieczność zakupów, zwłaszcza, że zużyłam niemal całą swoją codzienną bazę.

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...