środa, 29 sierpnia 2012

Niemiłosiernie mażące się ciastko ;)

Jakiś czas temu prezentowałam Wam dwa produkty z Isany, które niedługo zaczną pewnie wyskakiwać z lodówki, tyle na ich temat na blogach ochów i achów. Odżywka z olejem babassu na moich włosach sprawdziła się raczej średnio - pora na rozprawienie się ze słynnym kakaowym masłem również spod szyldu Isany.


wtorek, 28 sierpnia 2012

Bez skandalu

Po maskarę Rimmel sięgnęłam w Rossmannie w zasadzie przypadkiem, kiedy natknęłam się na nią w mocno obniżonej cenie podczas którejś z promocji. Inaczej pewnie nawet nie spojrzałabym w jej stronę, bo mam już swoich ulubieńców, a moje ostatnie maskarowe eksperymenty nie należały do udanych. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy otworzyłam ją w domu to fakt, że nie byłam pierwszą, która tego dokonała. Poziom irytacji sięgnął zenitu, bo ok - zapłaciłam za nią niewiele ponad 10pln, ale mimo to mam prawo do pełnowartościowego produktu i gdyby nie fakt, że do drogerii mam kawałek pewnie poszłabym zrobić małą awanturę. To jest ten aspekt robienia zakupów poza Sephorą, gdzie prawie wszystkie maskary są zaklejone taśmą, czy MACiem, gdzie dziewczyny wyciągają je z szuflady, który mnie skutecznie do nich zniechęca. Cholera jasna, po co otwierać nowy tusz, skoro obok stoi tester???



Maskara ma wielką szczotę i naprawdę byłam pełna nadziei, bo takie lubię najbardziej i to właśnie z takiej szczotki jestem zazwyczaj w stanie wyciągnąć najwięcej. Mimo to, maskara ScandalEyes jest po prostu niewypałem.

Pierwsze dni przygody z nią to wieczna walka z upapraniem dosłownie wszystkiego aż po czoło. Tym tuszem nie szło się pomalować bez zrujnowania sobie makijażu. Odwróciłam więc kolejność i rzęsy malowałam przed cieniami, czekając wieki, aż to to wyschnie, po czym mozolnie czyszcząc patyczkiem wszystkie plamy tuszu na powiekach i wokół oczu. Teraz pod tym względem jest już minimalnie lepiej i maskara przestała tak niemiłosiernie brudzić, ale efekt naprawdę jest średni i nie wart jakichkolwiek wysiłków.


Maskara nie kruszy się wprawdzie i nie rozmazuje w ciągu dnia, ale skandalicznych rzęs nie zauważyłam, a moje własne nie są znowu aż tak rachityczne i zazwyczaj nie mam problemu z osiągnięciem na nich fajnego efektu. Z tym tuszem prawdę mówiąc jest gorzej niż bez


Na dodatek dające po oczach pomarańczowe opakowanie jest zbyt grube i zwyczajnie nieporęczne.



Podsumowując - raczej nie polecam, nawet fankom wielkich szczotek. Na rynku jest wiele znacznie lepszych maskar i tą z całą pewnością można sobie odpuścić.

p.s. Do końca jutrzejszego dnia możecie zgłaszać się po róż Miami Roller Girl oraz top Night in Vegas, wszystkie szczegóły i zgłoszenia pod tym tym postem >>>>>>>>>>>>>>>

Żele pod prysznic Original Source

Trudno powiedzieć dlaczego właśnie latem coś pcha mnie w kierunku półki Original Source, ale kolejny raz to właśnie te żele zabrałam ze sobą w Pieniny i to właśnie ich używam namiętnie od kilku tygodni.
Nietrudno zgadnąć, że moim faworytem jest limonka, bardzo lubię również cytrynę z zieloną herbatą, jednak ilekroć sięgałam po tą wersję w Rossmannie, wszystkie butelki były tak niemożliwie uciapane, że odkładałam je na miejsce. W mój gust wyjątkowo trafiła również jedna z tegorocznych limitowanych wersji - British Strawberry. Podczas ostatniego uzupełniania zapasów natknęłam się na te żele w promocji 2 za 11,90pln - do truskawki dołączyło Mango&Macadamia.


niedziela, 26 sierpnia 2012

recenzja - Green Gel Cleanser MAC

Uffff... Nareszcie - wygląda na to, że w końcu - po trzech tygodniach pseudo wakacji /nikt mi nie powie, że w trakcie samotnego wyjazdu z nadaktywną trzylatką ktokolwiek jest w stanie chociaż minimalnie wypocząć/, załatwieniu i dopilnowaniu w minionym tygodniu miliona spraw, spotkań, zadań i terminów będę miała w końcu chwilę, by wszystko na spokojnie ogarnąć - w tym m.in. nadrobić zaległości blogowe, ponieważ naprawdę długo mnie tu nie było. Od pierwszego września zabawę zaczynam od początku, ponieważ czeka nas nowy rozdział pod tytułem 'przedszkole' ;)


niedziela, 12 sierpnia 2012

Dream Team

Znalazłam  - mogę to chyba już powiedzieć głośno ;) Mimo, że tu w czasie 'wakacji' mam w zasadzie znacznie więcej mokrej roboty, bo prócz standardowych czynności dochodzi jeszcze pranie w rękach i zmywanie, moje skórki i ogólnie dłonie są w stanie znacznie lepszym, niż zawsze. I to nie za sprawą olejku rycynowego, który koniec końców ląduje na moich włosach, ale olejku upiększającego z TBS, o którym wspominałam Wam kilka dni przed wyjazdem i kremu z jednej z moich ulubionych linii marki Clinique - Even Better. Przy czym krem stosuję już mniej więcej półtora miesiąca, olejek zaś dwa tygodnie.


piątek, 10 sierpnia 2012

MAC LE Heavenly Creature - Mineralize Skinfinish - Earthshine

Pogoda w Pieninach załamała się wprawdzie w ostatnim czasie, ale szczerze mówiąc stanowi to miły odpoczynek od upału, który towarzyszył mi tu w pierwszych kilkunastu dniach pobytu. Jestem opalona tak, jak dawno nie byłam, pora więc na prezentację produktu, który idealnie pasuje właśnie do mocno przybrązowionej słońcem skóry.

Mineralize Skinfinish w odcieniu Earthshine /wg producenta - tarnished bronze with gold pearl and pink reflects/ pochodzi z wakacyjnej mineralnej kolekcji MAC, dostępnej w salonach jeszcze do końca sierpnia.
Earthshine jest bardzo mocno napigmentowany, a przez to szalenie wydajny. Wystarczy odrobina, by pięknie podkreślić opaleniznę. Trzeba z nim też trochę uważać, bo łatwo jest przesadzić. Mimo to nie robi plam, a nadmiar łatwo jest rozetrzeć większym pędzlem zanurzonym w sypkim pudrze. Pojemność tegorocznych MSFów to 7g. Faktura, jak zresztą we wszystkich produktach z tej kolekcji, jest obłędna.









m.m.

środa, 8 sierpnia 2012

Recenzja - Isana - Odżywka z olejem Babassu

Mam tą odżywkę już chwilę, zużyłam jakieś 70%, myślę więc, że czas już na krótką recenzję i podsumowanie.


Kupiłam ją podczas promocji za około 3 złote z hakiem, poza nią kosztuje niewiele więcej, bo chyba 5,99pln. Kwota nie jest więc zawrotna, tak jak i działanie niestety.

Producent - wiele obietnic - jak to ona nie wygładza, jak nie wzmacnia i jak nie pielęgnuje. Tradycyjna formułka stosowania przez producentów niezależnie od półki cenowej.


Opakowanie - tu plus - butla jest w miarę miękka,stawiana na zakrętce, nie ma więc problemu, by produkt z niej wydobyć i zużyć odżywkę do końca.

Produkt - gęsta, mlecznobiała emulsja o intensywnym, wyczuwalnie raczej sztucznym zapachu, w którym jednak jest coś przyjemnego. Nie drażni podczas stosowania, utrzymuje się na włosach dłuższą chwilę.


Efekt/Działanie - efekt jest szczerze mówiąc żaden. To nawet nie chodzi o to, że spodziewałam się cudów po odżywce za kilka złotych, ale na pewno znacznie mniej niż oczekiwałam od produktu szturmem zdobywającego serca blogerek. Moje wymagania są dosyć jasno sprecyzowane - od dłuższego czasu szukam kosmetyku, który pozwoli mi rozczesać moje włosy bez regularnego wyrywania połowy z nich. Rozczesuję je zawsze na sucho, pieczołowicie rozplątuję wszystkie supły, ale jest to czasochłonne i męczące, dlatego szukam wspomagania. Ta odżywka owszem - stosowana codziennie pomaga powstrzymać przez dwa, trzy dni to platanie, ale jeśli tylko czas nie pozwala mi na porządne rozczesywanie ich przed każdym myciem szybko sytuacja wraca do stanu wyjściowego, czyli włosów z powrotem nie sposób rozczesać, są poplątane, robią się kołtuny i supły, a sięgają one jedynie niewiele za łopatki. Dodatkowo odżywka Isany obciąża włosy i nie są one po niej takie, jakie być powinny.

Podsumowując - posiadaną butlę zużyję, ale wracać do tej odżywki nie będę, bo szkoda czasu i nerwów. U mnie ona się po prostu nie sprawdza. Nie wykluczam, że to po prostu z moimi włosami coś jest nie tak, bo skądś się fenomen tej odżywki przecież musiał wziąć. U mnie niestety nie działa, a szkoda.

m.m.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Usprawiedliwienie


Kochane, parę słów usprawiedliwienia - staram się zaglądać na Wasze blogi regularnie, ale niestety mam tak parszywe łącze /nie wiem co się stało/, że wczytanie chociaż jednej notki trwa wieki, nie wspominając już nawet o tym, bym była w stanie ją skomentować, czy dodać jakąkolwiek swoją - wczorajsza o SPFach zajęła mi jakieś trzy godziny. Dlatego wybaczcie brak odpowiedzi na komentarze i aktywności przez jakiś czas. Staram się jak mogę, ale niestety opór materii skutecznie mi to uniemożliwia ;/

ściskam,

m.m.

sobota, 4 sierpnia 2012

Słoneczny Patrol

Żyję. Nie porwał mnie Dunajec. Wyjątkowo ciężko tym razem przebiega moja aklimatyzacja i mimo, że nawet o dziwo nie boli mnie głowa, to jestem całkowicie pozbawiona jakiejkolwiek mocy i po trzaskaniu kilometrów na spacerach z Małą po prostu padam padam podczas usypiania jej - czasami nawet szybciej niż ona ;P
Lato w Pieninach w pełnym rozkwicie. Temperatury porównywalne do tych wrocławskich, ale za sprawą wiatru i bliskości gór znacznie bardziej znośne i odczuwalnie mniej tropikalne. Dlatego też dzisiaj trzy produkty, które już od jakiegoś czasu goszczą na mojej półce, a teraz w czasie wakacji towarzyszą nam w zasadzie od rana do późnego popołudnia - SPF Bioderma i oraz After Sun i SPF Clinique.


You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...