środa, 13 marca 2013

Nowe Love - Rouge Bunny Rouge Devotion Ink Quartz Eyeliner - 048 Anthracite Essence

Brytyjska marka Rouge Bunny Rouge skradła moje serce już dosyć dawno temu - właściwie z chwilą pojawienia się w ich ofercie eyelinera w pisaku Raven Glaze. Bliżej zaprezentuję Wam go w zbiorczym poście na temat pisaków do kresek, dzisiaj zaś również eyeliner, z tym, że w kałamarzu.


 Kolor, na który padł mój wybór, to Anthracite Essence. To piękna, grafitowa czerń z zatopionym w nich milionem srebrzystych drobinek. Drobinki w żadnym wypadku nie są drobne. ;) Są sporej wielkości, dzięki czemu wyraźnie widać je na oku. To odcień i efekt, który sam w sobie stanowi makijaż.
Liner wyposażony jest w pędzelek i to odróżnia go od pozostałych z tej serii, które marka zaopatrzyła w stałą, twardszą końcówkę.


Jedno, co należy wyraźnie podkreślić w przypadku wszystkich produktów do kresek Rouge Bunny Rouge to ich niezwykła precyzja. Te linery - zarówno te kałamarzowe, jak i Raven Glaze, o którym niebawem łączy to, że w zasadzie same malują. Kreskę robi się na oku praktycznie jednym pociągnięciem i mnie samą nawet zadziwia łatwość z jaką ta idealna krecha powstaje.


Opakowanie cieszy oko prostotą. Eyeliner ma bardzo dużą pojemność - aż 2,5g. Są mega trwałe - bez uszczerbku wytrzymują do późnego wieczoru, nie odbijając się na powiece, ani nie rozmazując. W tej serii dostępny jest jeszcze ametyst, stare złoto oraz turkus.


Jedno tylko wyjątkowo irytuje mnie w przypadku RBR - w zasadzie jest to zarzut w stosunku do dystrybutora - całkowicie zbędne i chybione było tłumaczenie na język polski nazw produktów - w większości przypadków wyszło źle i pretensjonalnie. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie oryginalnych. Zainteresowanych odsyłam zwłaszcza do błyszczyków i pomadek. Polecam również bliższe zapoznanie z marką tym, którzy do tej pory jeszcze tego nie zrobili, ponieważ to naprawdę godna uwagi pozycja na naszym rynku.

niedziela, 10 marca 2013

MAC Mineralize Moisture SPF 15 Foundation

Po prezentacji kilku produktów z kolekcji limitowanej Archie's Girls pora na mineralne nowości marki wchodzące do jej oferty na stałe. Na pierwszy ogień podkład nawilżający Mineralize Moisture SPF 15 Foundation. 


Testuję ostatnio sporo podkładów. Ich wspólnym mianownikiem - bez względu na markę - jest niestety rozczarowanie. Moja cera zrobiła się bardzo trudna i wymagająca - jest mieszana w kierunku do bardzo suchej. Schyłek zimy to dla niej zawsze najbardziej kłopotliwy okres. Zawiódł mnie Clarins, Chanel, Shiseido, zawiodło Rouge Bunny Rouge i Color Stay Revlonu.
Szczerze powiedziawszy po mineralnym podkładzie nawilżającym MAC również nie spodziewałam się zbyt wiele, zwłaszcza, że z Mineralize Satin Finish moja skóra nie dogadywała się wcale i w zasadzie po drodze  najbardziej jej jedynie ze StudioFixem i Matchmasterem. Ale przejdźmy do rzeczy.


Producent - Jego lekka, a przy tym bogata tekstura daje skórze natychmiastowe poczucie odżywczego nawilżenia, które trwa przez cały dzień. Unikalny, kremowy fluid, idealny dla cery suchej, pięknie się rozprowadza i łączy ze skórą dzięki zawartości masła shea, emolientów i ekstraktów odżywczych. Kombinacja pudrów daje optyczny efekt ‘rozmycia’, dzięki czemu zmniejsza się widoczność drobnych zmarszczek i niedoskonałości skóry, zaś kolor skóry staje się jednolity. 


Na starcie plus - podkład od razu zaopatrzony jest w dozownik, nie ma zatem potrzeby kupowania pompki.


Pierwsze wrażenie - bardzo pozytywne - podkład bardzo dobrze rozprowadza się po twarzy, nie robi plam, nie zastyga zbyt szybko, dzięki czemu pozwala na spokojną i precyzyjną aplikację. Konsystencja jest płynna.
Mineralize Moisture ładnie wyrównuje kolor i powierzchnię skóry. Krycie jest średnie. Oczywiście nie ma tu mowy o jakimkolwiek zmatowieniu skóry - efekt jest mocno świetlisty, ale z tym radzi sobie doskonale puder matujący. MM nie tworzy na twarzy maski, ładnie stapia się ze skórą.
Podkład nie wchodzi w pory ani linie. Jest dosyć trwały - to, co cenię sobie również w przypadku StudioFixa to fakt, że on pod koniec dnia po prostu znika - nie warzy się, nie zbiera nieestetycznie w placki, czy plamy. Nie utlenia się. Jedyne, co mogę mu zarzucić, to to, że kompletnie nie kamufluje przesuszeń i wymaga niestety wygładzonej peelingiem skóry i dobrego kremu nawilżającego w roli bazy.


Jeżeli chodzi o komfort noszenia to Mineralize Moisture wysuwa się na pozycję lidera. Dawno moja skóra nie czuła się tak dobrze w jakimkolwiek podkładzie /pomijam BB, ponieważ to w moim odczuciu inna formuła i kategoria/ i już zapomniałam, że może się tak czuć. Żadnego ściągnięcia, wrażenia przesuszania, ciężkości, czy choćby wyczuwalności.
Nie odnotowałam zapchania, ani wysypu nieprzyjaciół - natomiast mnie generalnie podkłady MACa nie zapychają, a jest to oczywiści kwestia bardzo indywidualna.


Odcień NC15 w świetle dziennym i w słońcu

Podsumowując - zupełnie niespodziewanie Mineralize Moisture Foundation stał się na chwilę obecną moim ulubionym podkładem - oprócz ładnego wyrównania koloru i wystarczającego krycia, zapewnia mojej skórze przyjemny komfort. To naprawdę porządny produkt wart bliższego poznania. Oczywiście, dawno już wybiłam sobie z głowy fluidy mocno matujące porzucaając je na rzecz właśnie tych nawilżających, ale znalezienie ulubieńca w mineralnej linii MAC, z którą dotychczas w tej kwestii nie było mi po drodze, trochę mnie zaskoczyło.

poniedziałek, 4 marca 2013

Bdellium Tools - 958 oraz 769

Wieki temu obiecywałam Wam recenzję pędzli Bdellium Tools. Nie ma jednak tego złego, ponieważ w tym momencie, po kilku miesiącach intensywnego używania, moja opinia na ich temat jest całkowicie ugruntowana, a pędzle poddane testom na wszystkich frontach. Dzisiaj przyjrzymy się bliżej 958 - twarz oraz 769 - oczy.
Marka Bdellium Tools stowrzona została przez kalifornijskich makijażystów. Wszystkie akcesoria wytwarzane są ręcznie z największą dbałością o szczegóły. Muszę przyznać, że to w przypadków tych pędzli po prostu czuć i widać.
Praca z nimi to czysta przyjemność. Pędzle świetnie leżą w dłoni, operuje się nimi wygodnie i lekko.
Przez kilka miesięcy codziennego stosowania, mycia, prania, dezynfekcji żaden z nich nie zgubił nawet jednego włoska. Nie odkształciły się, nie zdeformowały, włosie nie straciło na jakości - nie skudłaczyło się, ani nie sfilcowało.

 
958 - Studio Line Duet Fiber Powder Blending - pędzel do twarzy pochodzący z linii Studio. Ma żółty trzonek i mieszane włosie. Jego przeznaczeniem, wg. dystrybutora są  kosmetyki w proszku oraz inne o lekkiej konsystencji. Osobiście stosowałam ten pędzel praktycznie do wszystkiego - prócz płynnych podkładów - co związane z twarzą. Początkowo planowałam przeznaczyć go jedynie do konturowania, ale gdy do mnie dotarł, jego średnica zdeterminowała zastosowanie.
Świetnie aplikuje się nim podkłady mineralne, pudry sypkie i te w kamieniu, meteoryty, ładnie ociepla się nim twarz bronzerem, sprawdza się przy rozcieraniu granic konturowania. Jednym słowem to bardzo uniwersalny pędzel.
 Jego włosie nie jest bardzo zbite, dzięki czemu pędzel dobrze się czyści i szybko suszy. Miękkość jest optymalna - 958 nie drapie, ale nie jest też zbyt miękki, by uniemożliwiało to roztarcie produktów.
edit - jedyne, na co uczulam w przypadku tego pędzla, to fakt, że  on lubi farbować sam siebie i często po praniu w szamponie po wyschnięciu na białym włosiu widać farbę z czarnej części. Co ciekawe, nic takiego nie dzieje się podczas czyszczenia w płynie do pędzli.


769 - Maestro Series Angled Contour - Maestro to ekskluzywna linia pędzli Bdellium. Pędzel wykonany jest z mieszanego włosia, a jego rączka z lakierowanego drewna brzozowego. 
Pędzel ten, podobnie jak poprzednik, służył mi praktycznie do wszystkiego, c związane z makijażem oka. Zaznaczałam nim zewnętrzny kącik, pokrywałam cieniem całą powierzchnię powieki ruchomej, podkreślałam załamanie, czy rozcierałam granice cieni.  W każdej z tych ról sprawdził się znakomicie. Włosie ma idealną miękkość, jest bardzo dobrze wyprofilowane.


Tak naprawdę zupełnie nie mam do czego się przyczepić. Jedyny mój zarzut dotyczy strony internetowej, na której - w moim odczuciu - brakuje dokładniejszych zdjęć. Przydałoby się chociażby takie z przekroju, zwłaszcza, że pędzle Bdellium dostępne są jedynie online i nie ma możliwości obejrzenia ich z bliska przez zakupem. 


Podsumowując - te pędzle są rewelacyjne. Już rozważam zakup kolejnych, zarówno do twarzy, jak i do oczu. Naprawdę zachęcające są również ich ceny, ponieważ profesjonalne, świetnej jakości pędzle dostępne są w cenie znacznie niższej niż np. te MACowe. Dystrybutor zapewnia również 20% zniżkę dla profesjonalistów. 

niedziela, 3 marca 2013

MAC Archie's Girls - Daddy's Little Girl

- Ale tu nie ma żadnej Daddy's Girl. Tu jest napisane Archie's Girls.
- Archie's Girls to kolekcja. Z tej kolekcji miałeś kupić pomadkę Daddy's Little Girl. Na górze opakowania powinno być napisane. Taka fioletowa fuksja. Pokazałeś pani smsa?
- Aaaaaaaa, wszystko jedno. Najwyżej jak będzie zła, to ci wymienię.


Ponieważ zalegam w domu z grypą stulecia, tak mniej więcej przebiegały moje zakupy z najnowszej LE MACa, Archie's Girls. Na szczęście, jak zresztą widać poniżej, pomadka w cudownym, jedynym i niepowtarzalnym odcieniu dotarła do mnie szczęśliwie.
Cóż więcej pisać - pomadka Daddy's Little Girl o wykończeniu satin, przez producenta określona jest jako mid-tone pink violet. W rzeczywistości jest fenomenalnym, bardzo chłodnym, odcieniem fioletowej magenty. Pochodzi - oczywiście - z części kolekcji poświęconej Veronice. Z produktów do ust bardzo kusi mnie jeszcze błyszczyk Mall Madness, a jedyne co mnie przed nim powstrzymuje to formuła Lipglass, której szczerze nie lubię. Podejrzewam, że gdyby był to Plushglass, w moim kufrze gościłyby już ze trzy ;)








Dla porównania - po prawej Daddy's Little Girl, po lewej Girl About Town
m.m.

sobota, 2 marca 2013

Eve Pearl The Eye Pallet Pretty 'N Pink

Eve Pearl to makijażystka amerykańskich gwiazd i celebrytów. Zdobywczyni Emmy, ekspertka w wielu programach na temat urody i makijażu. Produkty sygnowane jej nazwiskiem dostępne były dotychczas jedynie za oceanem, od niedawna w Polsce dystrybuuje je VisageShop.
Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam cienie marki. Na stronie dostępne jest 8 wariantów kolorystycznych. Ta, którą widzicie poniżej to Pretty'n Pink.


Dystrybutor - 8 palet stworzonych aby uzyskać look od klasycznego do dramatycznego! Podwójnie napigmentowane, matowe oraz perłowe cienie. Stwórz własny poziom intensywności kolorów aplikując je na sucho bądz na mokro. Zawierająwitaminę E oraz składniki kondycjonujące skórę. Bogata formuła doskonale 'stapia' się ze skórą i pozostaje na niej wiele godzin.


Opakowanie - Dosyć prosta, niewielka kasetka z lusterkiem, chroniona futerałem. Otwieranie i zamykanie nie stanowi problemu.  Brak pacynki, czy pędzelka dla mnie osobiście nie jest mankamentem, ponieważ tak czy inaczej korzystam z pędzli.


Produkt - Paleta zawiera 6 cieni - Vintage Wine, Peach Champagn, Cup Cake, Rosina, Sugar Dust oraz Desert Sun. Jej pojemność to 7,2g - średnio 1,2g na pojedynczy kolor.
Formuła pozwala na stosowanie ich zarówno na sucho, jak i na mokro, co ułatwiać ma podłużna wanienka z prawej strony paletki.


Efekt/Działanie/Zastosowanie - Paleta zaskakuje bardzo pozytywnie jakością - cienie są faktycznie bardzo dobrze napigmentowane i trwałe - u mnie na paint pocie wytrzymują bez szwanku cały dzień. Nie bledną, nie osypują się, nie zbierają w załamaniu.


Podczas aplikacji natomiast sypią się bardzo, radzę więc rozpoczynać makijaż od oka, aplikację podkładu pozostawiając na później. Blendują się dobrze, ładnie łączą również z innymi cieniami. Łatwo uzyskać nimi pożądany efekt i nasycenie makijażu.
Jedyne zastrzeżenie mam do kompozycji palety. To, że ja posiadam kilka setek cieni, tajemnicą nie jest, ale to już jednostka chorobowa i nikt przy zdrowych zmysłach ani tylu nie ma, ani nie czuje potrzeby mieć. Dlatego zawsze oceniam palety pod kątem przydatności dla normalnych użytkowników. A tej brakuje balansu. Koloru, który by ją równoważył. Zamiast rynienki na wodę można było w tym miejscu umieścić odcień, który pozwalałby podczas makijażu korzystać tylko i wyłącznie z tej palety - niekoniecznie czerń, ale np. głęboki brąz, grafit, wpadający weń fiolet - cokolwiek co umożliwiałoby wykonanie pełnego makijażu - ponieważ ta paleta sama w sobie zastosowana całkiem solo daje na oku lekko wampirzy efekt.



Podsumowując - dobra jakościowo, porządna paleta. Cienie są wydajne i równe jeśli chodzi o ich jakość. Jedyne zastrzeżenie opisałam powyżej - jeśli jednak podobnie jak ja zawsze sięgacie po kilka palet, czy cieni podczas robienia makijażu - nawet to trudno uznać za wadę.

m.m.

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...