- Twarz
W tym temacie wariacji było chyba najwięcej. Sporo testowałam nowości podkładowych, BB kremów, ale niestety nic - prócz MACa, którego w rezultacie kupiłam, nie sprawdziło się na tyle, by zostać ze mną na dłużej. Największą porażką okazała się nowa propozycja od Chanel - zmywałam ten podkład z twarzy jeszcze szybciej, niż skończyłam jego aplikację.
W kwietniu najczęściej sięgałam po podkład z Rouge Bunny Rouge - to zdecydowanie jedna z najlepszych propozycji na rynku. Ten podkład naprawdę nigdy mnie nie zawiódł. Pod nim rozświetlająca baza z MACa - Fortified Skin Enhancer, którą pokochałam za świeżość, którą zapewnia mojej skórze i fenomenalne radzenie sobie z przebarwieniami, których ostatnio przybywa na mojej skórze w tempie ekspresowym. Ten produkt to istna gumka, która je wymazuje.
Pudry towarzyszyły mi aż trzy - sypanie - CC z MAC w odcieniu lawendowym - świetnie dodaje świeżości, rozświetla, likwiduje zmęczenie i niedospanie. Zmielony na puch. Poluję na inne odcienie, ale niestety Adjust we Wrocławiu jest permanentnie niedostępny.
Redness Solutions z Clinique na zaczerwienienia. Bardzo lubię ten puder. Ładnie zmielony, nie wysusza skóry i fajnie radzi sobie z zaczerwienieniami, z którymi walczę zawsze w trakcie choroby.
W roli pudru wykończeniowego Rouge Bunny Rouge - ten puder to praktycznie żelazko - tak jak on wygładza skórę, to niewiarygodne. Mógłby jeszcze ciut dłużej trzymać mat i byłby absolutnym ideałem.
W roli bronzera królował Harmony z MAC, w kwestii różu przeprosiłam się z cieniowanym Azalea Blossom z LE Daphne.
- Oczy
Tu bezapelacyjnie prym wiodła paleta Full Exposure ze Smashboxa. Do neutralnego makijażu dodawałam jedynie kolorowe akcenty, sporadycznie jedynie sięgając po cokolwiek innego.
Bazami niezmiennie są Paint Poty z MAC i tak już zostanie na wieki wieków. Nie zawiodły mnie nigdy, ani podczas malowania siebie, ani podczas sesji, ani na pannach młodych. Trwają kilkadziesiąt godzin, a blenduje się na nich bajecznie - nie ma makijażu, których nie da się na nich zrobić.
Kredka to dobijający do dna MACowy Smolder, tusz ukochany In Extreme Dimension, który rownież dobił już tak naprawdę do dna. Korektory to MAC Prep+Prime, lub Rouge Bunny Rouge - w zależności od tego, co chwyciłam malując się.
- Usta
Tu nie wydarzyło się kompletnie nic - Jedyne, co towarzyszyło mi wiernie przez ostatni miesiąc to Lip Conditioner z MACa. Ta magiczna tubka ratowała mnie podczas choroby i przyznam szczerze, że traktowałam tym balsamem nawet zdarte do maksimum skrzydełka nosa, bo tylko on był w stanie złagodzić tak silne podrażnienie. Uwielbiam i nigdy nie zdradzę. Dobijam zresztą do dna nie wiem której już tubki i na pewno powtórzę, bo muszę mieć ten produkt zarówno w torbie, jak i w kufrze. Kiedy nie był dostępny ani stacjonarnie, ani online przetestowałam wszystkie balsamy do ust dostępne w perfumeriach - żaden nie zadziałał tak skutecznie i błyskawicznie jak właśnie Lip Conditioner. Dla mnie jedyny i najlepszy.
Podsumowując - jak widać nie było tego jakoś szczególnie dużo w tym miesiącu, ale to bardzo dobre i sprawdzone kosmetyki. Recenzje większości produktów, które nie są u mnie nowościami znajdziecie na blogu.
Świetne kosmetyki, na pewno byłyby też moimi ulubieńcami. :)
OdpowiedzUsuńTa paleta Full Exposure od razu przyciąga spojrzenie. Świetna jest.
OdpowiedzUsuńNa te pudry CC mam chrapkę;)
OdpowiedzUsuńNo to chyba chcę ten MACowy balsam do ust. Moje usta się często lubią przesuszać, więc dobre mazidło jak najbardziej wskazane! :)
OdpowiedzUsuńCC cały czas za mną chodzi :)
OdpowiedzUsuń