wtorek, 28 stycznia 2014

Chanel Stylo Eyeshadow - Fresh Effect Eyeshadow - 57 Black Stream

Dzisiaj kilka słów na temat mojego najnowszego nabytku - cienia w kredce od Chanel. Ta wersja przykuła moją uwagę już w momencie, gdy pojawiły się zdjęcia promujące kolekcję. Zdrowy rozsądek wziął jednak górę i nakazał wstrzymanie się z jego zakupem - gdyż - a) posiadam naprawdę setki cieni do powiek, których duża część jest ciemna; b) wszystkie dotychczas posiadane, bądź testowane przeze mnie cienie tej marki to kompletna klapa i porażka. Dzisiaj pozostaje mi jedynie pogratulować samej sobie wytrwałości, bo gdyby nie ona prawdopodobnie wściekałabym się sama na siebie. W ubiegłym tygodniu udało mi się bowiem upolować ten cień na wyprzedaży w perfumerii za dokładnie 49,50pln, co stanowi trochę ponad jedną trzecią jego wyjściowej ceny /jeśli się nie mylę wyjściowo ich cena oscylowała w okolicach 139pln/.


Tak jak wspominałam - doświadczenia z cieniami Chanel mam dosyć przykre. Zerowa pigmentacja, nieciekawa konsystencja i ogólna dysproporcja jakości w stosunku do ceny.


Black Stream zaskoczył mnie w związku z tym bardzo. Przede wszystkim cień jest rewelacyjnie napigmentowany. Blenduje się bez zarzutu. Świetnie sprawdza solo, jak również zastosowany w roli bazy - pięknie pogłębia ciemne odcienie i sprawia, że makijaż wygląda naprawdę dobrze. Jedynym jego minusem jest tak na dobrą sprawę trwałość - niestety pod koniec dnia cień bywa już zrolowany i wypłowiały. Mimo zastosowania pod niego Paint Pota.


Nie mam zastrzeżeń do formy kredki, chociaż szczerze mówiąc obawiałam się tej formy aplikacji. Sztyft gładko sunie po powiece, nie robi plam, rozkłada się równomiernie. Cień po aplikacji z kredki bez najmniejszych problemów rozetrzeć można pędzlem. Jak wspomniałam Chanel bardzo dobrze sprawdza się również w roli bazy - ładnie rozkładają się na nim cienie sypkie i prasowane. Ciekawym urozmaiceniem jest efekt chłodzący na powiekach. Utrzymuje się on dosłownie kilka sekund.


Podsumowując - bardzo udany zakup, niemniej wart w moim odczuciu tyle, ile za niego zapłaciłam. Jeżeli macie możliwość upolować go jeszcze na wyprzedażach - szczerze polecam. Z tego co wiem, we wrocławskich Douglasach jest ich jeszcze naprawdę sporo i to w różnych odcieniach. Radzę jedynie przy kasie sprawdzić, czy wybranego egzemplarza nikt wcześniej nie pozwolił sobie przetestować. 








p.s. zdjęcie w tle to Kraków autorstwa Pawła Krzana

niedziela, 26 stycznia 2014

MAC Harmony

Produkty do konturowania i modelowania twarzy należą - zaraz obok cieni do powiek - do moich kosmetycznych ulubieńców. Różami bawię się w zależności od nastroju i makijażu oczu, uwielbiam wyraźny, wręcz ostry kontur kości policzkowych.
Harmony był na mojej liście już od dłuższego czasu. Jednak ilekroć odwiedzałam wrocławski salon, okazywało się, że róż jest wyprzedany. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności na początku stycznia udało mi się trafić na dostawę i nie trudno zgadnąć, że Harmony natychmiast wylądował w mojej torbie.


Ten róż to naprawdę idealnie wyważona mieszanka beżu i różu. Ma odcień rozbielonej kawy, pozbawiony jest marchewkowych, czy rudawych tonów. Producent określa ten odcień jako 'przytłumiony, różowobeżowy brąz' o matowym wykończeniu.






Konsystencja Harmony jest wręcz bajeczna, miękka, treściwa, idealnie współpracująca z każdym pędzlem. Róż pyli umiarkowanie. Pięknie rozkłada się na policzkach, nie robi plam, nie podkreśla suchych skórek, czy niedoskonałości. ładnie zachowuje się na każdym podkładzie, na którym miałam okazję go testować.

Bardzo trwały. W zasadzie mam go na twarzy od porannego makijażu, do wieczornego zmywania.




Nasycenie koloru na policzkach stopniować można bez ograniczeń - od subtelnego cienia, po mocny zarys kości. Co ciekawe, przetestowałam go także na powiekach w roli cienia - Harmony doskonale sprawdza się w neutralnym makijażu oczu.


Gramatura różu to 6,5. Cena 96pln. Wydaje mi się, że ceny w MACu ostatnio trochę poszybowały w górę, ale mimo tego - ze swoją jakością i pojemnością - nadal są jednymi z najbardziej konkurencyjnych na rynku - w tym segmencie oczywiście.




Mój ukochany duet na ten moment to właśnie Harmony w połączeniu z różem At Dusk pochodzącym ze styczniowej LE Magnetic Nude, o którym szerzej - prawdopodobnie - już jutro ;)


Podsumowując - szczerze polecam. Jeżeli potrzebujecie produktu, który będzie uniwersalny i który łączył będzie w sobie kilka zastosowań, a przy tym wyróżniała go będzie wysoka jakość, Harmony jest jak najbardziej właśnie takim produktem.


p.s. tło to Kraków na zdjęciach Pawła Krzana

Nowości

Piękne - po gigantycznej - tym razem - przerwie, wracam do Was już prawdopodobnie na stałe. Wprawdzie szykuje się mnóstwo zmian, ale sama za siebie trzymam kciuki i wierzę, że przyniosą wiele dobrego, jeśli nawet nie od razu, to na pewno bezpośrednią ich zaletą będzie czas na życie, którego przez ostatnie kilkanaście miesięcy najdotkliwiej mi brakowało.


Na początek mała zajawka tego, o czym już na dniach, a wieczorem pierwsi faworyci ostatnich tygodni.

Mimo, że styczniowi kawałek jeszcze do końca, z całą pewnością mogę stwierdzić, że obfitował on w ekstremalną wręcz ilość nowości w mojej 'kosmetyczce'. Przeważało to, co tygryski lubią najbardziej, czyli cienie. Na zdjęciu brakuje jeszcze pięknego, stalowego MACzka i upolowanej w piekielnie atrakcyjnej cenie Chanelki, ale o nich w odrębnym poście.


I Coloniali - miniatury mleczka Angel Musk i scrubu pod prysznic Playful Lychee
Rouge Bunny Rouge pędzle 16, 14 oraz puder wykończeniowy Piano Forte
MUFE HD Foundation
YSL cienie 11 oraz lakier do ust 11
MAC róż At Dusk, Paint Pot Painterly oraz różo-bronzer Harmony
Collistar cień no20
Sephora - poczwórna paletka cieni



m.m.

p.s. tło to zdjęcia Krakowa autorstwa Pawła Krzana

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...