W tym roku jednak marki selektywne nie powaliły na kolana. Dior owszem piękny i doskonale skomponowany, ale podobnie jak YSL dramatycznie słabo napigmentowany. Chanel i Bobbi Brown niestety powtarzalne i zgrane do bólu, Shiseido nie wiedzieć czemu w wiosennych pastelach i tylko Estee Lauder zostawia daleko w tyle zarówno konkurencję, jak i siebie samą oferując nową kolekcję palet, którą nieprzerwanie się zachwycam. Jakość tych cieni, ich nasycenie i kompozycja piątek to nowa jakość w segmencie selektywnym. Wielkie brawa i ukłony, bo tak wspaniałych cieni na próżno szukać na perfumeryjnych półkach. I podobnie jak EL, tak i wrześniowy MAC kolejny raz nie zawiódł nadziei.
Już sama zapowiedź Novel Romance zapaliła światełko 'muszę to mieć'. Jak wiecie z poprzednich postów, zaczęłam mocno racjonalizować zakupy. Mój kufer pęka w szwach, zasobów nie zdołam zużyć w żadnym z kolejnych żyć, dlatego fiolety, mimo, że ukochane rozum nakazał ominąć. Tego typu odcieni mam już naprawdę dziesiątki i każdy kolejny byłby totalną fanaberią. Inaczej w przypadku tytułowego quadu z tej LE.
Idealnie zestawione ze sobą cztery odcienie tworzą spójną kompozycję pozwalającą na stworzenie każdego makijażu. Poczynając od jasnego My Fantasy, który jest jasną, złotawą oliwką, przez Fall In Lust - szaro-srebrzysty fiołek, po Rising Passions - oliwkową szarość ze złotymi drobinami i idealnie ciemnym brązem Dance in the Dark.
Ten quad to powrót MACa w wielkim stylu - powrót do świetnych jakościowo palet w kolekcji limitowanej. Na próżno szukać tu kredowych, słoba nasyconych, trudnych we współpracy odcieni. Każdy cień jest w jednakowym stopniu napigmentowany, ma bajeczną konsystencję, łatwo uzyskać nim pożądane nasycenie. Żaden nie stawia oporu, na żaden z nich nie trzeba szukać sposobu, łączą się znakomicie zarówno ze sobą nawzajem, jak i z innymi cieniami.
Warto nadmienić również, że gotowe quady to naprawdę ekonomiczne rozwiązanie - koszt palety to 165pln, podczas gdy sam pojedynczy cień we wkładzie kosztuje 52pln, a doliczyć trzeba również cenę samej paletki /28pln/.
Podsumowując- doskonała paleta i mój niekwestionowany ulubieniec września. Zdaję sobie sprawę z tego, że kosmetycznym srokom może w MACu - marce typowo makijażowej, brakować oprawy, którą zapewniają swoim produktom marki selektywne - opakowanie jest proste, czyste, minimalistyczne-nic się nie błyszczy, nie świeci, nie ma welurowych futerałów, ani lusterek. Mnie jednak zachwyca jakość tych cieni i łatwość pracy z nimi, bo pomijając wszystko inne, ta strona zawsze pozostaje dla mnie najistotniejsza.
piękna paletka :)
OdpowiedzUsuńja mem jedną taką paletkę co to ma kredowy jeden kolor i o dziwo go uwielbiam :D co za przewrotność
mi osobiście te kredowe odcienie też jakoś strasznie nie przeszkadzają, ale mimo wszystko jest z tym więcej zabawy, a to nie każdemu odpowiada ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa ta paletka. :)
OdpowiedzUsuńPiekne i rzeczywiście pigmentacja powala :)
OdpowiedzUsuńPaletki z tej serii są po prostu rewelacyjne, mam też jedną (choć miałam ochotę na więcej), to jednak postanowiłam spojrzeć chłodnym okiem i wybrać taką, która ma kolory inne niż większość cieni w moim kuferku :)
OdpowiedzUsuńBaaaaardzo się te palety MAC udały!
OdpowiedzUsuńświetna pigmentacja:)
OdpowiedzUsuńmac chyba nigdy nie zawodzi jeżeli chodzi o cienie ;) choć dla mnie te są zbyt ciemne
OdpowiedzUsuńPiękne brązy, złoty jakoś mniej mi się podoba
OdpowiedzUsuńDla mnie najważniejsza jest jakość. Cień może znajdować się w prostym opakowaniu, ale musi zachwycać mnie pigmentacją i łatwo poddawać się blendowaniu:)
OdpowiedzUsuńubóstwiam ją! ach tam, chrzanić konwenanse - dla mnie cieniowo MAC od dawna bije konkurencję po łapkach. Chanel, YSL, Shiseido - szminki i inne produkty- czemu nie, ale cienie mają przeraźliwie słabe. Jasne, jednym się to podoba bo ciężko sobie nimi krzywdę zrobić, ale ja lubię konkrety. ;)
OdpowiedzUsuńPrawda, ale dla mnie sprzedaż srebra rodowego byłaby jedynym pomysłem by kupić je wszystkie mojej dziewczynie. Taki męski punkt widzenia :)
Usuń