Blog ostatnio zaniedbałam całkowicie - nie wiem, być może sytuacja unormuje się po Nowym Roku. Grudzień minął mi w oka mgnieniu - jeśli nie byłam w pracy, to byłam z Niną i tak w kółko - zarówno ona, jak i ja musimy przyzwyczaić się do nowej sytuacji - przez trzy lata byłyśmy niemal nierozłączne, więc idzie nam to ciężko i opornie.
Dzisiaj mam dla Was moje osobiste wrażenia z kilku próbek. Podkreślam, że nie są to recenzje, a jedynie spostrzeżenia. Ponieważ jednak wychodzę z założenia, że to właśnie próbka ma mi dać odpowiedź, czy warto, czy też nie zainwestować w dany produkt, pozwalam sobie podzielić się nimi z Wami.
Mniej więcej w połowie grudnia weszłam na krótki rekonesans do Sephory i moim oczom ukazała się ich nowa marka wyłącznościowa. Oczywiście natychmiast poprosiłam o kilka informacji, a konsultantka była tak miła, że sama z siebie zaproponowała mi przetestowanie zestawu - dzień, noc i serum.
Wklejam info ze strony perfumerii na temat marki
Herborist bazuje na tajemniczej mocy chińskich roślin
Herborist, w zgodzie z holistycznym podejściem tradycyjnej medycyny
chińskiej, wierzy, że naturalne piękno skóry jest częścią całkowitej
harmonii. Twórcy produktów Herborist wykorzystali zarówno wiedzę odziedziczoną po przodkach, jak i najnowsze odkrycia biotechnologii.
Moje wrażenia - Produkty mają dosyć intensywny zapach. Krem na noc natychmiast poleciał w odstawkę ze względu na dosyć wysoką parafinę w składzie. Serum w formie półprzezroczystego żelu wchłania się dobrze, aczkolwiek pozostawia lekko lepką warstewkę. Jest dosyć wydajne. W kwestii działania obyło się niestety bez wielkiego wow zarówno w przypadku serum, jak i kremu na dzień. Nadaje się on pod makijaż, nie roluje się, nie powoduje nadmiernego świecenia, ale to tyle. Nie zostałam na tyle mocno zauroczona ani gładkością skóry, ani stopniem jej nawilżenia, bym pozostawiła swoje marki i poleciała na szerszą skalę testować Herborist, zwłaszcza, że cenowo jest to mniej więcej półka Clinique i to jemu raczej pozostanę wierna. Na szczęście w tym przypadku obyło się bez jakichkolwiek negatywnych niespodzianek.
Genifique - Lancome - na początku miesiąca postanowiłam zabrać się za zużywanie próbek, które już przestają mieścić się w przeznaczonych na nie pudełkach - czas więc zrobić miejsce na kolejne. Kilka miesięcy temu do każdych praktycznie zakupów dostawałam saszetkę lub dwie wspomnianego Genifique, uzbierało się tego na większą kurację, którą teraz, a w zasadzie na początku miesiąca rozpoczęłam. Na rozpoczęciu niestety się skończyło, ponieważ jedno-nocna przygoda z nim zaowocowała bolesnymi gulami, z którymi walczyłam trzy tygodnie, a i teraz jestem w stanie jeszcze wyczuć je pod skórą. Dodatkowe podrażnienie i nic poza tym raczej nie spowodowały, że byłam skłonna dać mu kolejną szansę. Testowanie Vissionaire wobec tego sobie odpuściłam, a próbki Genifique poleciały do mamy - być może z jej skórą ten aktywator młodości polubi się bardziej. Dla mnie kolejna nauczka, by zarówno Lancome, jak i całą stajnię L'oreala omijać łukiem najszerszym z możliwych.
Super Aqua Serum, Super Aqua Eyes - Guerlain - powiem tak - to co z moją skórą zdołała przez trzy tygodnie uczynić klimatyzacja i ogólnie powietrze z centrum handlowym nie udało się jeszcze nigdy nikomu, ani niczemu. Jestem wysuszona na wiórek - skóra mnie piecze i pali - zarówno na twarzy, jak i na całym ciele. Ponieważ dobiłam do dna Moisture Surge z Clinique, przed zakupem kolejnego słoiczka postanowiłam przyjrzeć się jeszcze jakimś mocno nawilżającym serom. Padło na dwie marki i próbki trzymane na czarną godzinę - zaczęłam do Guerlain, ponieważ naprawdę bardzo lubię tę markę i z linią Aqua wiązałam ogromne nadzieje. Próbki serum do twarzy miałam dwie - każda wystarczyła na trzy bogate aplikacje. Powiem szczerze - po 6 aplikacjach nie spodziewałam się może cudu, ale przynajmniej działania, które zachęci mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania. I tu spotkała mnie niestety przykra niespodzianka. W moim odczuciu po tych 6 aplikacjach jestem zmuszona stwierdzić, że ten produkt nie jest wart nawet połowy swojej ceny /aktualnie coś w okolicy 600pln/. Nawilżenie jakie zapewnił mojej wysuszonej jak papier skórze nie było nawet na poziomie dobrze nawilżającego kremu. Skóra na buzi owszem - ładna i gładka, ale nadal boleśnie sucha. O serum pod oczy nawet nie chce mi się wspominać, ponieważ to odniosło porażkę na całej linii - powieki były nadal bardzo wysuszone, nawet aplikacja cieni stanowiła problem, który rozwiązał najprostszy na świecie powrót do sprawdzonych produktów. Obydwa produkty poza tym, że ich działanie pozostawiło mnóstwo do życzenia uważam za poprawne - ładnie pachną, nie zapychają i gdyby nie zaporowa cena, której jedynym wytłumaczeniem mogłoby być dla mnie oszałamiające działanie, byłyby idealnym kaprysem. Szkoda, wielka szkoda, ponieważ z linią Super Aqua wiązałam ogromne nadzieje.
Hydra Beauty Serum Chanel - ostatni produkt do twarzy i kolejne zaskoczenie - z tą różnicą, że tym razem naprawdę pozytywne. Niezbyt wiele oczekiwałam od tego serum, zwłaszcza po porażce z Guerlain. Hydra Beauty jednak zgotowało mi dużą niespodziankę. Już po pierwszej wspólnej nocy odczułam ulgę. Dwie kolejne - ostatnia dodatkowo w towarzystwie Revitalizng Supreme Estee Lader to już prawie bajka. W tubce zostało jeszcze trochę produktu - cóż za idealnie trafiony pomysł - żadnych kłopotliwych i trudnych do przechowania saszetek - po prostu maleńka tubka. Chanel ładnie nawilżyło skórę, przywróciło jej komfort. Do ideału jeszcze trochę brakuje, ale jestem naprawdę zadowolona z dotychczasowych rezultatów, zwłaszcza, że nie oczekiwałam zbyt wiele. Jedynym jego minusem jest /w moim odczuciu/ zbyt intensywny zapach. Reszta bez zarzutu - dobrze się aplikuje, ładnie wchłania, jest lekkie. Jeśli miałabym wybierać pomiędzy nim, a Guerlain'em to z bólem serca zmuszona byłabym sięgnąć jednak po Hydra Beauty. Na mojej skórze jest po prostu skuteczniejsze.
Na zdjęciu zbiorczym widoczny jest jeszcze krem ochronny do rąk z AA, zostawiłam jednak opinię o nim na kolejny raz - planuję bowiem aktualizację pielęgnacji dłoni, ponieważ udało mi się w ostatnim czasie natknąć n kilka perełek ;)
m.m.
Również mam zamiar w najbliższym czasie zabrać się za zużywanie próbek. Nie wiem jak to się dzieje ale ciągle mam ich ogromne zapasy i jak tylko wszystkie zużyję to cała kolekcja się odnawia...
OdpowiedzUsuńjeszcze chyba nigdy nie udało mi się zużyć zapasów ;)
UsuńJa próbki zużywam natychmiast.. Nie lubię, jak mi się walają po kosmetykach :)
OdpowiedzUsuńu mnie one się nie walają po kosmetykach, bo od razu lądują w przeznaczonych na nie pudełkach, ale pewnie stąd bierze się to, że wiecznie o nich zapominam ;)
UsuńNo niestety mnie Super Aqua Serum Guerlain też rozczarowuje a mam pełnowymiarowe opakowanie więc wiesz jak mnie to boli :(
OdpowiedzUsuńuch, współczuję. cholera, gdybym sięgnęła po pełnowymiarówkę, miotałabym gromy i zastanawiała w co nim cisnąć. wszystko bym zrozumiała, gdyby w ślad za ceną szło działanie, ale w tym wypadku... naprawdę liczyłam na więcej ;/
Usuńz tej serii Guerlain najlepszy to tonik:)I wart swojej ceny
UsuńGuerlainowego serum nie miałam, ale mam to Chanelowe i bardzo lubię! :)
OdpowiedzUsuńjak Cię kiedyś ręce zaswędzą, żeby sięgnąć po guerlain to wspomnij Krzyklę i mnie i zacznij od przynajmniej dwóch próbek ;) a nad chanelką zaczynam coraz bardziej dumać. sprawdzę tylko jeszcze czy estee nie ma przypadkiem jakiegoś maksymalnie skutecznego wodopoju u siebie ;)
UsuńPrzypomniałaś mi o moim pudełku z całą masą próbek :) Ciekawi mnie ten Chanel u Ciebie. Pozdrawiam, Blogging Novi.
OdpowiedzUsuńteż lubię próbki za możliwość sprawdzenia, czy warto zainwestować w dany kosmetyk:) dobrze, że i perełki udało Ci się odnaleźć, bądź uniknąć wtopy:P
OdpowiedzUsuńmnie przed totalnym wysuszeniem tej zimy ratuje Clarins Hydraquench - dwufazowe serum i do niego krem :) polecam!
OdpowiedzUsuńJeśli weszłaś w klimę to wstrzymałabym się z oceną kosmetyków:) Skora się adaptuje niestety:(Gule moga być spowodowane wlaśnie tym.
OdpowiedzUsuńCo do genifique nie zgodzę się jeden z lepszych kremów i koncentratów, opieram się na rekomendacji klientek ale wiadomo, to samo do visionnaire:)
Buziale:*
gule z klima nijak sie maja, poniewaz klima skore mi wysuszyla, a nie zapchala. Zapchal ja konkretny produkt i to po jednej nocy-ja naprawde mam juz troche lat i potrafie to rozroznic ;P jesli chodzi o rekomendacje, to zdajesz sobie doskonale sprawe z tego jak rozne sa skory i jak skrajnie rozne potrafia byc opinie- mnie kremy czy sera zarowno lancome jak i np ysl kompletnie nie sluza i nie zmienia tego zadne rekomendacje ;) a co do oceny- nie bardzo rozumiem - jedno dziala, drugie nie, jedno ukoilo i nawilzylo skore, drugie nie zrobilo kompletnie nic- tu nawet nie ma co oceniac- to sa fakty ;*
Usuńwłaśnie klima ma duże znaczenie kochana, zwłaszcza jak się zaczyna pracę taka non stop kolor w sztucznych warunkach:)Znam to z doswiadczenia swojego i innych, ale skoro to odrzucasz, znasz siebie:)
UsuńCo do koncernu Loreal skoro tak mówisz:P Ja nie przepadam za produktami tychże firm ale do YSl mam szacunek niebywały, a do wymienionych serum też:)Pozdrawiam