Wieki minęły od momentu, kiedy pojawił się tu ostatni post. Znowu jest marzec i po raz kolejny nadchodząca wiosna przyniosła zmiany w moim życiu. Mam nadzieję, że wraz z nimi pojawi się również znacznie więcej czasu na działanie w tym miejscu. W tej chwili mam wrażenie, jakbym niemalże debiutowała na blogerze. A skoro powrót i prawie debiut to nie może zacząć się inaczej, niż od marki, która wpisana jest niemalże w mój krwiobieg. Mowa oczywiście o MACu. W marcu w salonach i na stoiskach w Douglasach pojawiła się LE sygnowana nazwiskiem dwójki projektantów i ilustratorów Isabel i Rubena Toledo. Opakowania są białe, ilustrowane grafiką, a sama kolekcja wszechstronna i bogata. Ale do meritum. Ponieważ pomadek mam zatrzęsienie, róż Azalea Blossom, który w normalnych warunkach stałby się moim must have mam już z LE Daphne, wybór padł oczywiście na cienie. Zdecydowałam się na dwie palety - wspomniane w tytule Bellgreens oraz Violetwink.
Na początku kilka danych technicznych. Palety z LE Toledo to całkiem poręczne, wąskie prostokąty. Każda zaopatrzona w praktycznie zbędne lusterko i pozbawiona aplikatora. Gramatura jest relatywnie niewielka - 3g - czyli w przeliczeniu na pojedynczy cień, których w palecie jest 6, wychodzi 0,5g na każdy odcień. Cena 181pln - czyli ca. 30pln za pojedynczy odcień. Kasetki zamykane są na wygodny zatrzask, niestety plastik jest z rodzaju tych jakby welurowych i odnoszę wrażenie, że częste używanie paletek mocno odbije się na jego czystości.
I tak:
- BELLGREENS
GORGEOUS GOLD - żółte złoto (veluxe pearl)
VICUÑA - jasna oliwka (frost)
SAVANT - musztardowa limonka (satin)
CHARCOAL BROWN - ciemno-szary brąz (matte)
SUSHIGREEN - ciemna zieleń z połyskiem perły (velvet)
- VIOLENTWINK
FRENCH CLAY - złamana biel (frost)
TENDERSMOKE - kolor liliowy (frost)
STARS ’N’ ROCKETS - purpura z różową perłą (veluxe pearl)
FRIZZYPLUM - ciemny fiolet z perłą (frost)
OVERNIGHT czerń (matte)
Przede wszystkim uwiodła mnie kompozycja tych palet. Są praktycznie samowystarczalne. Można stworzyć nimi każdy rodzaj makijażu - od delikatnego dziennego, po mocny wieczorowy. Jakość i pigmentacja są bez zarzutu. Zresztą, ja rzadko kiedy mam zastrzeżenia do cieni MACa - z reguły współpracuje się z nimi przyjemnie, sporadycznie zdarzają się okazy, z którymi trzeba się trochę pobawić. Trwałość na Paint Pocie - cały dzień.
Konsystencja ciemniejszych odcieni jest bardziej pudrowa, jasne są przyjemnie kremowe.
Czarnymi końmi tych kompozycji są z pewnością odcienie Savant /wieki szukałam takiego koloru/, Sushigreen i Overnight - która w moim odczuciu nie jest typową czarną czernią, a taką lekko złamaną nieprawdopodobnie ciemnym fioletem. I nie jest to na szczęście nieszczęsny Carbon. Charcoal Brown jest pięknym, chłodnym brązem, idealnie sprawdzającym się do rozcierania granic ciemniejszych smoky, a Gorgeous Gold rewelacyjnie opalizuje.
Po wstępnych testach moich dwóch najnowszych nabytków, mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że - przynajmniej przez następne kilka tygodni - te palety będą stale gościć na moich powiekach. Jedyne, czego obawiam się w związku z niewielką gramaturą cieni, to fakt, że dosyć szybko ujrzę dno najbardziej eksploatowanych odcieni.
Piękne te fiolety, ale mam bana na zakup cieni. Ostatnimi czasy żadnego nie "zdenkowałam" (kremowe się nie liczą ;)) Pocieszyłam się różami :)
OdpowiedzUsuńwidziałam ;) ale ja już mam Azalea, a reszta też już bym mi się trochę dublowała, więc odpuściłam ;)
UsuńJeśli chodzi o Maczka to najbardziej mam ochotę na ich róż springsheen :)
OdpowiedzUsuńpiękny kolor ;)
UsuńNo jesteś wreszcie!!! :*
OdpowiedzUsuńPiękne te palety! Szczególnie fiolety, które kocham i wielbię ja i moje zielone tęczówki :D
;*
Usuńfiolety to w ogóle klucze to wydobywania praktycznie każdej tęczówki ;)
witamy z powrotem :)))
OdpowiedzUsuńja dopiero w sobotę uderzę na łowy :/ ale już nie mogę się doczekać :D
czekam na łupy ;)
UsuńCiekawa jestem makijaży z udziałem tych paletek :)
OdpowiedzUsuńja się chyba nigdy nie zdołam przemóc ;)
Usuń