Czas płynie tak szybko, że aż trudno uwierzyć. Za kilkanaście dni skończy się czerwiec. Maj obfitował w wiele pozytywnych zmian i wydarzeń. Na czele ze zmianą pracy. Wiecznie mam zresztą nadzieję, że w końcu wszystko ogarnę i ogólnie czasu na wszystko będzie chociaż odrobinę więcej i będę w stanie znacznie bardziej sensownie go zaplanować. Tylko jakimś cudem nic takiego się nie dzieje.
Dzisiaj wracam do Was z letnią kolekcją MAC - Temperature Rising. W ostatnim poście na jej temat przybliżałam Wam brzoskwiniowy róż Ripe For Love, dzisiaj kolej na drugi róż, pomadkę i olejek.
Przede wszystkim nie sposób zauważyć jak równa i dobra jakościowo jest ta LE.
Róż Hot Nights to wg. producenta midtone berry pink /frost/. W praktyce to piękna, jasna, ale bardzo intensywna malina o satynowym wykończeniu. To, co przede wszystkim wyróżnia ten produkt, to pigmentacja. Jest naprawdę nieprawdopodobna i nawet lekkie muśnięcie pędzlem powierzchni różu wymaga uprzedniego strzepania jego nadmiaru. Wspomniane nasycenie, plus praktycznie zerowe pylenie daje produkt o nieprzeciętnej wydajności. Śmiało typuję Hot Nights na towarzysza jeszcze kolejnej dekady. Niestety posiadaczki tak jasnej karnacji jak moja, zmuszone są obchodzić się z tym różem ostrożnie i delikatnie, ponieważ łatwo o przesadę. Warto jednak popracować z nim trochę dłużej, bo efekt jest fantastyczny. Natomiast dziewczyny o ciemniejszej karnacji powinny bezwzględnie zaopatrzyć się w ten produkt, bo jest niemalże dla nich stworzony - na skórze o głębszym, bądź po prostu bardziej opalonym odcieniu Hot Nights wyczarowuje cuda.
Jedną z ciekawszych pomadek w tej LE była dla mnie Feel My Pulse o wykończeniu cremesheen. Feel My Pulse to półtransparentna, wpadającą lekko w fiolet magenta. Wszystko w tej pomadce jest warte uwagi - począwszy od koloru, który pięknie podkreśli opaleniznę, przez teksturę, łatwość aplikacji, możliwość uzyskania efektu od pół-transparentnego po bardziej nasycony. Pomadka bardzo równo rozkłada się na ustach, nie wysusza, nie zbiera w załamaniach. Jest komfortowa w noszeniu i trwała.
To The Beach Oil - Man Rays - na początku może kilka słów wstępu od marki - A
shimmering body oil formulated to bring a sheer sheen and sexy gleam to
skin. Soothing, naturally emollient. Its fusion of three botanical oils
helps soften, smooth and moisturize skin.
Olejek pojawił się już w zeszłorocznej Hey Sailor!. Przetestowałam go bardzo dokładnie w ubiegły weekend na ślubie przyjaciół. Odcień Man Rays to lekko brązowa, opalona baza z zatopionym w niej milionem drobinek, a w zasadzie wręcz pyłu, który zapewnia piękne odbicie światła. Olejek rozprowadza się bez problemu nawet na bardzo suchej skórze, nie pozostawia typowego tłustego filmu, a raczej przyjemną, gładką warstwę. Pył nie daje nachalnego blasku, a jedynie dobicie i rozświetlenie. Na czarnych ubraniach nie pozostawia śladów. Formuła pozbawiona jest /w moim odczuciu/ komponenty zapachowej. Olejek można także dodać do balsamu.
Podsumowując - gorąco polecam tą kolekcję. Jest ona dostępna w salonach marki do końca czerwca, jeżeli jeszcze nie miałyście okazji przyjrzeć się jej bliżej, pozostało trchę czasu, by nadrobić zaległości.
ciekawy kolor różu :) masz rację, czas płynie tak szybko, że i ja sama nie mogę się ogarnąć, a pamiętam jak jeszcze byłam dzieckiem i nie mogłam się doczekać wakacji itp. a teraz wszystko przecieka przez palce :(
OdpowiedzUsuńnie moja kolorystyka :)
OdpowiedzUsuńładny róż :)
OdpowiedzUsuńpomadka ma cudowny kolor! ;)
OdpowiedzUsuńwszystko absolutnie cudne :>
OdpowiedzUsuńSzminka i róż absolutnie zachwyciły mnie :)
OdpowiedzUsuńkolory są pięknę
OdpowiedzUsuńpomadka ma boski kolor, chętnie bym go zobaczyła na ustach :)
OdpowiedzUsuńróż i pomadka mają piękny kolor!:) bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńP.S. Mogłabym Cię prosić o usunięcie siebie z blogrolla;)? zablokowało mi posty po zmianie adresu i nazwy bloga;)
UsuńJak cu, wystarczy na nowo dodać i będzie ok;)
Pomadka piękna!
OdpowiedzUsuńpiękne nowości :)
OdpowiedzUsuńszczególnie róż mi się podoba !
piękności *.*
OdpowiedzUsuńŚliczności :)
Usuń