Azalea'i używam od dwóch tygodni bez przerwy. W zasadzie od momentu kiedy dostałam ją w swoje ręce /D. jeszcze raz bardzo dziękuję ;*/ przestały istnieć dla mnie inne róże, dlatego mimo, że minęły w sumie dopiero dwa tygodnie pozwalam sobie już na pełną recenzję tego produktu.
Azalea Blossom jest teoretycznie różem, natomiast jej pojemność jest jak na róż bardzo pokaźna, ponieważ w opakowaniu znajduje się 9g, czyli prawie tyle, ile mają beauty powders. Producent określa kolor różu jako 'light - cool pink'. Róż jest cieniowany, co pozwala na bardzo swobodne mieszanie kolorów w zależności od dnia, czy makijażu.
Opakowanie - standardowe MAC'owe, proste i czarne. W żaden sposób nie limitowane.
Rzadko co irytuje mnie tak we wszelakich pudrach, różach, czy bronzerach jak fakt, że 15 minut zajmuje mi użeranie się z ich otwarciem, dlatego osobiście bardzo lubię zamknięcia w puderniczkach MACa, ponieważ nigdy nie otwierają się samoistnie, a otwarcie ich podczas robienia makijażu jest banalnie proste.
Jak już wspomniałam waga produktu to 9g.
Produkt/Efekt/Działanie - Azalea to połączenie dwóch kolorów - ewidentnie ciepłego różu i chłodnego fioletu. Nie ukrywam, że to właśnie ta druga część sprawia, że do Azalea'i pałam taką miłością :), ponieważ to właśnie ta druga część czyni ten róż tak idealnie chłodnym i dokładnie takim, jakiego potrzebowałam. I to jest właśnie dokładnie to pół tonu fioletu więcej, którego zabrakło mi w mojej nadal bardzo lubianej Sakurze ;)
Róż ma lekko perłowy połysk, widoczny tak na dobrą sprawę jedynie w opakowaniu. Na twarzy jest w zasadzie matowy.
Azalea pyli się naprawdę szczątkowo, co wg. mnie jest sporą zaletą, ponieważ bardzo nie lubię, kiedy po jednym omieceniu pędzlem wszędzie fruwa kolorowy kurz, a ponadto ma to również duży wpływ na wydajność kosmetyku.
Efekt można budować i stopniować od bardzo subtelnego, do naprawdę ostrego i mocnego. Z tym, że raczej trzeba z nim uważać, bo mimo, iż w opakowaniu i na swatchach palcami wydaje się niepozorny, to jest naprawdę dobrze i porządnie napigmentowany.
To czym również można dowolnie manewrować to kolor. Ja najczęściej omiatam pędzlem całość, ale mając więcej czasu trochę też konturuję nim twarz.
Tak jak wspomniałam - różowa część jest ciepła, fioletowa chłodna, co sprawia, że raczej powinien on pasować obydwu tonacjom. Niemniej jednak całość po zmieszaniu jest raczej chłodnawa.
Azalea Blossom na podkładzie i pudrze utrzymuje się prawie cały dzień, lekko blednie, ale z pewnością nie znika całkowicie.
Podsumowując - Daphne for MAC to z całą pewnością jedna z moich ulubionych kolekcji marki i też trochę takie moje ostatnie tchnienie przed zalewem wiosennych LE /za którymi jak już kiedyś pisałam, przepadam raczej średnio, ponieważ najczęściej nie trafiają w moją kolorystykę/. Wizja i kolorystyka są spójne, a poszczególne elementy świetnie ze sobą współgrają i bardzo łatwo pozwalają na stworzenie świetnego makijażu.
Uważam Azalea Blossom za jeden z bardziej udanych zakupów ostatnich miesięcy. Uwielbiam ten róż, świetnie się w nim czuję, lubię z nim pracować i na pewno pozostanę mu wierna jeszcze baaaardzo długo :)
m.m.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja na poczatku czailam sie na ten kolor ale w koncu zdecydowalam sie na ten ciemniejszy kolor, bo takich jasnych to juz troche mam :)
OdpowiedzUsuńJakby nie bylo oba sa cudne i gdyby nie to, ze mam ich ogolnie sporo, to najchetniej wzielabym oba :D
no to ja miałam odwrotnie :) początkowo wybrałam Vintage Grape, ale ze względu na mój odcień skóry zdecydowanie lepszą opcją była Azalea :)
UsuńZgadzam się, że Daphne to jedna z bardziej udanych kolekcji Mac. Natomiast mnie ten róż nie podszedł zupełnie - jednak zbyt dużo fioletu :( Wyglądałabym nieco trupio ;)
OdpowiedzUsuńona ma faktycznie dosyć specyficzny kolor :) btw muszę Ci powiedzieć, że zaraz po Twoich swatcha popędziłam po Red Dwarf i nie rozstaję się z nią teraz - genialna pomadka :)
UsuńCieszę się, że ja również mogłam Ci coś polecic :)
UsuńDobrze, że kupiłaś, bo już po 4 dniach w W-wie jej nie było ;)
on jest piękny echhh <3
OdpowiedzUsuńno jest no :)
Usuńha, ciekawe jak oni uzyskali takie przejście z różu do fioletu
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia ;) ale poskrobałam go troszkę, żeby sprawdzić czy nie jest to tylko wierzchnia warstwa i okazało się, że nie, więc mam nadzieję, że on cały jest taki cieniowany :)
Usuńpo tej marce bym się tego spodziewała :)
UsuńNo i po co ja tu weszłam? Mam ochotę biec jutro do MAC'a po Azalea Blossom :/ Kupić, nie kupić, kupić, nie kupić...? Zwariuję :)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie to ciągle o nim myślę, pewnie okaże się, że jak w końcu zdecyduję się to go nie będzie ;/
nie chcę Cię martwić, ale jak byłam w zeszłą sobotę wieczorem w Krakowskiej to na nim już była naklejka Sold Out... ;/
UsuńAaaaaa :/ wiedziałam, że tak będzie :(
Usuń