Po małej przerwie wracamy do październikowych kolekcji MAC'a - tym razem Marylin Monroe i Dazzleglass - Phiff!.
Nie ukrywam, że lubię Dazzleglassy - przede wszystkim za efekt i trwałość. Na moich ustach są w zasadzie nie do zdarcia. Jeśli mało mówię, jem, czy piję zazwyczaj wystarczają mi trzy aplikacje w ciągu całego dnia.
Nosząc je mam wrażenie, że moje usta są jakby polakierowane. Dazzleglass to niesamowity lustrzany połysk, kojarzący mi się właśnie z lakierem. Uczulam jednak na to, że ta formuła z założenia zawiera w sobie dosyć duże drobiny, w moim przypadku utrzymujące się w konturze ust. Błyszczyk nie wylewa się poza usta, nie jest klejący, ale charakteryzuje się pewnego rodzaju lepkością - znowu - porównywalną - w moim odczuciu - do nie do końca wyschniętego lakieru na paznokciach. Nie wysusza. Nie podkreśla absolutnie żadnych mankamentów.
Zapach jest klasyczny - waniliowy, z tym, że w przypadku tej formuły jest jakby bardziej ciastkowy. Aplikator to pędzelek - dosyć wygodny i bezproblemowy, nawet dla kogoś, kto tak jak ja preferuje gąbeczki.
Jedynym mankamentem Dazzleglassów jest pojemność. To, podobnie jak Pro Longweary - najmniejsze z MACowych błyszczyków - zawierają 1,92g produktu. /Dla porównania - Cremesheen - 2,4g; Lipglass - 4,8g/
Kolor Phiff! to wg producenta sheer yellow peach. Błyszczyk nie nadaje ustom żadnego koloru, jedynie połysk i delikatne ocieplenie barwy. Idealnie nadaje się do szybkich minimalistycznych makijaży, co ostatnio namiętnie wykorzystuję, ponieważ jestem tak sponiewierana przez jakieś wstrętne choróbsko, że na nic poza odrobiną kremowego cienia na powiekach, tuszu na rzęsach i wspomnianym Dazzleglassem nie mam zwyczajnie mocy.
m.m.
Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńmi również - jest taki niejednoznaczny - niby przezroczysty, niepozorny, a efekt jest rewelacyjny i robi w zasadzie cały makijaż ;)
UsuńŚliczny :)
OdpowiedzUsuńmi również się podoba ;)
Usuńoch Merlin! <3
OdpowiedzUsuńhm, jakoś mnie nie zachwyca
OdpowiedzUsuńrozumiem ;)
Usuńdziękuję ;*
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie piękny na jakiejś szmince:)
OdpowiedzUsuńw sumie nie próbowałam, bo wolę go solo, ale na pewno będzie wyglądał fajnie ;)
Usuńdazzleglasy były kiedyś moimi ukochanymi błyszczykami. potem zaczęło wkurzać mnie to klejenie ;) ale od czasu do czasu wracam do nich z sentymentem :) ten kolorek ładny, ale wolę coś z delikatnie różowym odcieniem :)
OdpowiedzUsuńmój ideał to Dressed to dazzle z ubiegłorocznej G&I - był w szarym, chłodnym różu, niestety pozostało z niego juz niemalże jedynie wspomnienie. dla mnie one nie tyle są klejące, co takie lepkie, w sumie mi to nie przeszkadza, wolę to niż lipglassy ;)
UsuńMam Moth to Flame i wygląda bardzo podobnie. I to chyba moje pierwsze, tak szybko zużywane mazidło do ust :)
OdpowiedzUsuńto fakt, że one szybko się zużywają ;)
UsuńMazidło fajne, totalnie nie zobowiązujące, co ostatnio również bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńZmęczenie ciągle mi doskwiera, czasem zdarza mi się tylko wytuszować rzęsy i biec dalej ;)
dokładnie - niezobowiązujące i bezlusterkowe - ideał młodej mamy ;)
Usuńja Ci powiem, że jak go na samym początku zobaczyłam, to pomyślałam "o nie to nie dla mnie" ale bardzo spodobał mi się na ustach i jest fajny, delikatny ale też bardzo ładnie wygląda na mocnym kolorze szminki. :)
OdpowiedzUsuńniby jest go niewiele, ale ja to widzę jako niewielki minus - i tak jeszcze mi się chyba nie udało w życiu zużyć całego błyszczyka ;)
właśnie nie próbowałam go jeszcze na intensywniejszej pomadce, bo od prawie dwóch tygodni dobija mnie jakieś parszywe grypsko.
Usuńpowiem Ci, że ja zuzyłam w życiu jak dotąd dwa - właśnie dazzleglassa z G&I i cremesheena z Semi Precious, ale obydwa były w arcyidealnym, codziennym szarym różu i byłam od nich uzależniona ;)