Jeśli jesteście ze mną już jakiś czas, to na pewno zauważyłyście, że jestem naprawdę szczerą i oddaną fanką marki Benefit. Hoola, LemonAid, Stay don't Stray, set Her Name Was Glowla - którego nota bene szukałam po całej Polsce, bo spóźniłam się do Sephory dosłownie kilka minut po ostatni egzemplarz /według zeznań konsultantki :)/ - nie spotkałam się jak dotąd z produktem tej marki, który by mnie nie zachwycił. Do czasu PowderFlage niestety.
Generalnie mam spore sińce pod oczami, trochę 'fabryczne', trochę spowodowane wiecznym niedospaniem, ale też generalnie nie jest tak, że korektory zupełnie sobie z tym nie radzą. Zarówno MUFE, jak i MAC radzą sobie znakomicie, nawet Stay don't Stray, który w założeniu jest bazą, nie korektorem coś tam tuszuje. Niestety ja efektów działania PowderFlage nie zaobserwowałam żadnych. Poniżej moje wrażenia.
Opakowanie, które na pierwszy rzut oka wydaje się tandetne i to nie tylko ze względu na kolor, tak naprawdę jest bardzo solidnym i porządnym słoiczkiem. Co prawda mało stabilnym w przechowywaniu, ale poza tym bez zarzutu. Pojemność korektora to 3,2g. Kuleczka zamknięta jest w kartonowej tubie, dołączony do niej jest maleńki wachlarzyk. Niestety po odkręceniu słoiczka nie jest już tak idealnie, ponieważ sitko, przez które proszek wydobywa się na zewnątrz na dość spore oczka i praktycznie cała zawartość ląduje natychmiast na zewnątrz.
PowderFlage wydaje się mieć bardzo delikatny, subtelny zapach. Kolor to bardzo jaśniuteńki, praktycznie biały perłowy róż. Korektor ma jakieś szczątkowe rozświetlające drobinki, jest naprawdę idealnie roztarty, zupełnie niewyczuwalny.
Niestety jak bardzo bym się nie starała i na ile sposobów bym tego korektora nie próbowała PowderFlage nie zachwyca. On praktycznie nie robi nic. Nawet rozświetlenie jest tak minimalne, że używanie go tej roli - rozświetlacza, wydaje się być sztuką dla sztuki. Ja znalazłam dla niego zastosowanie jedynie jako utrwalacza korektora płynnego, czy lekkiego rozjaśnienia okolicy pod łukiem brwiowym. Nakładam go też na szczyty kości policzkowych, jeśli nie chcę używać bardziej oczywistego rozświetlacza, a jedynie dodać minimalnego blasku różowi. W tej roli ewentualnie jego zastosowanie ma jakiś sens. Pytanie tylko czy warto wydawać dość sporą kwotę na coś, co z powodzeniem zastąpić można zwykłym pudrem rozświetlającym, czy jasnym cieniem. Nie jest to niestety produkt, bez którego nie wyobrażam sobie makijażu.
Podsumowując - szału nie ma. Jeśli ktoś ma ochotę na gadżet, to na pewno PowderFlage tą rolę spełnia znakomicie. Ale korektory znam o niebo lepsze. Oczywiście, standardowo, nie ustanę w poszukiwaniach rozwiązania, które pozwoli mi wydobyć z tego produktu wszystkie jego zalety, jak tylko cokolwiek odkryję - natychmiast dam znać ;)
cena PowderFlage to ca. 100PLN za 3,2g
m.m.
kochana wszystko się zgadza, ale jak mówie to nie typowy korektor na since, w tym duże since:)
OdpowiedzUsuńMi ten efekt rozświetlenia wystarcza, ale jak juz pisałysmy nazewnictwo tu bardzo myli.Powinno stac rozświetlacz punktowy:)Zaintersowalaś mnie tym Setem co szukałaś po calej Polsce, masz gdzieś post?
nie mam niestety, bo jeszcze nie zabrałam się za recenzję, ale chyba /?/ powinien być jeszcze w Gift Guide, bo tegorocznego nie robiłam, a zeszłorocznego nie usunęłam jeszcze ;P
UsuńA co to jest ten Gift Guide, Twoja była stronka?:) Bo w google tylko jakieś bzdury mi wyskoczyły:D
OdpowiedzUsuńzakładka na blogu ;) na górze, zaraz za info/kontakt :)
Usuń