Pogoda za oknem nie rozpieszcza, w zasadzie powoli robi się już jesień. Generalnie, gdy jest ładnie i nie leje to moja ulubiona pora roku, natomiast kiedy jest tak jak dzisiaj, czyli nie przestaje padać nawet na 10 minut, to całą moją miłość do jesieni momentalnie szlag trafia. A że z reguły makijaż jakoś tak nawet samoistnie wpisuje się w mój nastrój, to dzisiaj na moich oczach gościło ciemne smoky w kolorze mojej drugiej po Rare Find miłości z LE Semi Precious MAC'a - Dark Indulgence. A skoro robiłam już ciemny makijaż, to postanowiłam też w końcu przetestować czarny kremowy cień z LE Ballerina Backstage Essence. Wstępnie przedstawiałam Wam go tu - KLIK!, a dzisiaj troszkę więcej o nim ;)
Producent - jeszcze bardziej intensywny efekt w świetle reflektora: nowy kremowy cień do oczu w trzech wyrazistych kolorach sprawi, że twoje oczy będą błyszczeć jak gwiazdy a ty olśnisz wszystkich. szczególnie lekka konsystencja musu zapewni długotrwały, perfekcyjny makijaż oka do końca ostatniego aktu! dostępne w następujących kolorach: 01 dance the swan lake, 02 pas de copper i 03 grand-plié in black.
Opakowanie - generalnie nie mam mu raczej nic do zarzucenia. Dość minimalistyczny słoiczek z czarną nakrętką i jasnoróżowym nadrukiem na niej. Pod spodem naklejka z podstawowymi informacjami - MINUS za brak składu! Gramatura cienia to 2,8 i widać, że jest go naprawdę malutko. Koszt to 9,90pln.
Produkt/Efekt/Działanie - nie będę się rozpisywać. Ten cień jest tak niewiarygodnym bublem, że szkoda słów. Dopiero teraz, pisząc tego posta, zobaczyłam co na jego temat ma do powiedzenia producent i szczerze mnie to rozbawiło.
Zaaplikowałam go dzisiaj na PaintPota mając nadzieję, że może chociaż na bazie cokolwiek z niego wydobędę, ale myliłam się. Ten cień nie jest w stanie być nawet bazą pod smoky eyes, ponieważ nie ma w sobie ani krzty pigmentu. Spróbowałam pędzelkiem - też nic. Dokładałam go kilka razy i za każdym razem efekt był ten sam. Szara, rozmazana smuga - nic więcej.
Zużyję go pewnie w jakichś makijażach 'po domu', ewentualnie testowych.
Z cienia właściwego położonego na kremowy grand-plié in black też niestety niewiele da się wydobyć, ponieważ Essence zupełnie nie podbija koloru i nie nadaje mu żadnej głębi. Porównując zielony minerał z Semi Precious położony na kredce, a na kremowym cudaku z BB, widać ogromną różnicę w nasyceniu koloru.
Niestety cień nie nadrabia słabej pigmentacji trwałością i jakością, ponieważ prześwity - mimo PaintPota - pod wieczór są już widoczne.
Nie miałabym odwagi postawić na ten cień jako samodzielny element makijażu, zresztą na swatchach widać, że nie byłoby to raczej możliwe.
Podsumowując - biorąc pod uwagę bardzo słabą jakość cienia grand-plié in black nie żałuję, że nie dane mi było spróbować najjaśniejszego. Wątpię, że byłby to produkt znacząco lepszej jakości. Pozostaje mi nadal szukać drogeryjnej kolorówki, która mnie olśni i zachwyci nie tylko ładnym, czy przyzwoitym opakowaniem i zdjęciami promocyjnymi, ale również, a może przede wszystkim jakością.
m.m.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Widzę, że podobny bubel jak róż z tej serii...
OdpowiedzUsuńja nie przepadam za cieniami w kremie i ciesze się że nie postanowiłam ich wypróbować bo już w ogóle nigdy bym do nich nie wróciła :)
OdpowiedzUsuńEhh... szkoda, ale dobrze wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńciekawe jak cienie z tej LE mają się do cieni w kremie wprowadzonych do stałej oferty :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ten jasny nie jest taki zły :)
OdpowiedzUsuńNie mialam przyjenosci z ta limitowanka wogole ale chyba jednak nie mam co zalowac;-) jezeli chodzi o cien...
OdpowiedzUsuńnie stosowalam nigdy:/
OdpowiedzUsuńzapraszam na rozdanie
www.topmodeo.blogspot.com
Dobrze, że go nie kupiłam bo mnie kusił jak brałam ten najjasniejszy;)
OdpowiedzUsuń@Kocia Puderniczka - widziałam swatche różu - faktycznie również szału nie ma ;)
OdpowiedzUsuń@Kamuś - mnie niestety licho podkusiło ;)
@Lejdi - nie żałuj, z pewnością, są znacznie lepsze za podobną cenę /tylko ja ich jeszcze nie znalazłam ;P/
@Simply - ale masz na myśli te metaliczne? Wybacz być może głupie pytanie, ale ja specjalistką od Essence nie jestem i nie wiem, czy zostanę ;)
@Krzykla - no widzisz? ja mam naprawdę wyjątkowego pecha do drogeryjnej kolorówki /i nie tylko kolorówki ;//
@Hexxana - ja właśnie nie żałuję, że nie poznałam się z resztą ;)
@TopModeo - niewiele straciłaś ;)
@Kleopatre - to jest właśnie podstawowy problem z tylko limitkami i nie tylko - brak testerów - gdybym to 'cudo' wypróbowała w drogerii też bym go z pewnością nie wzięła ;) a białych już niestety nie było, kiedy dotarłam do Natury ;/
mam na myśli cienie w kremie Stay All Day czy jakoś tak, nowość w stałej ofercie Essence - kilka dziewczyn pokazywało je na blogach, m.in. Atqa; sama nie widziałam ich na oczy, nie mam dostępu do Essence niestety :(
OdpowiedzUsuńco do Twojego komentarza, ja prezentację tęczowych trójek Inglota zaczęłam właśnie od zdjęc paletki i słoczy na skórze, o tu:
http://simplyawoman86.blogspot.com/2011/08/wymianka-ze-smieti-inglot-rainbow.html
miłego oglądania :)
suflety faktycznie nie sa najlepsze ale ten czarny to naprawde bubel :]
OdpowiedzUsuń