czwartek, 27 czerwca 2013

Aktualne oczyszczanie - Perfectly Clean EL i ABS Clinique

W postach na temat oczyszczania trudno uniknąć truizmów mówiących o tym, jak ważny i niezbędny jest to krok. W mim przypadku wszystkie eksperymenty na tym polu zazwyczaj kończą się kompletnym fiaskiem. Zawsze, gdy mam już idealnie ustawiony ten etap pielęgnacji jakiś diabeł podkusi mnie, żeby coś zmodyfikować. Nie inaczej było tym razem, kiedy w jakimś radosnym przypływie entuzjazmu i zachwytu nad stanem swojej skóry postanowiłam zmniejszyć moc płynu złuszczającego. Od lat wierna jestem trzem krokom z Clinique, a w zasadzie dwóm pierwszym. Zmiana polegająca na zejściu na niższy poziom złuszczania i włączeniu do pielęgnacji trzeciego kroku, czyli Dramatically Different Moisturizing Lotion nie wyszła niestety mojej skórze na dobre.W walce o powrót do normy pomogła mi kombinacja dwóch systemów, która sprawdziła się idealnie i już pod zaledwie dwóch tygodniach mogłam znowu cieszyć się uspokojoną, wolną od niespodzianek skórą.





 Mowa tu o nowym oczyszczaniu od Estee Lauder - Perfectly Clean oraz płynie złuszczającym i produkcie nawilżającym z linii Anti Blemish Solutions, który już jakiś czas temu wspomógł mnie w walce o ładną skórę - jego pełną recenzję znajdziecie tu - KLIK! Recenzja jest bardzo pozytywna, a mi pozostaję ją jedynie kolejny raz potwierdzić. Ta seria, mimo, że początkowo, kiedy skóra zaczyna mocno się oczyszczać powoduje niewielką eskalację wysypu nieprzyjaciół, idealnie doprowadza ją do ładu. Bardzo ładnie normalizuje ją, zwęża pory, uspokaja wypryski i zapobiega tworzeniu się nowych. Nawet w tym najgorszym dla skóry momencie miesiąca nie mam problemów z cerą - niespodzianki są minimalne i prawie niezauważalne, a system szybko je niweluje. Oczywiście po zastosowaniu płynu złuszczającego i emulsji powinna zostać zaaplikowana pielęgnacja odpowiednia do wieku i pozostałych problemów skóry, czyli w moim przypadku Revitalizing Supreme na noc i lekki krem nawilżający na dzień.

Druga, a w zasadzie pierwsza część mojego codziennego oczyszczania wymaga zdecydowanie obszerniejszej recenzji.
System Perfectly Clean jest nową propozycją marki Estee Lauder, która w kwietniu br. zastąpiła dotychczasowe produkty /nazwa pozostała - od poprzednika odróżnia ją szata graficzna i rodzaje produktów/.

powyżej pianka, niżej demakijaż

Płyn do demakijażu Take It Away Makeup Remover Lotion - zamknięty w ładnej niebieskiej butli zaopatrzonej w pompkę, delikatny lotion, którego konsystencja początkowo przypomina mleczko, by później przeistoczyć się w coś pomiędzy wodą, a żelem. 
Osobiście pomijam wacik i aplikuję go głównie na powieki i rzęsy palcami wykonując masaż. Preparat idealnie rozpuszcza każdy rodzaj makijażu. Nie pozostawia najmniejszych śladów tuszu, cieni, kremowych czarnych baz, czy kredek, którymi zwykłam wzmacniać linię rzęs. Zdarza mu się minimalnie piec jeśli dostanie się pod powieki, ale tylko wtedy, gdy mam bardzo zmęczone oczy np. gdy wracam bardzo późno z pracy. Poza tymi nielicznymi przypadkami nie odnotowałam żadnych niedogodności. Nie miałam natomiast jeszcze dotąd styczności z tak skutecznym demakijażem i muszę przyznać, że od momentu, kiedy stosuję Take It Away nie budzę się rano z pandą, jak to było dotychczas. Rozpuszczony makijaż ścieram płatkiem nasączonym płynem micelarnym, po czym przechodzę do kolejnego etapu, czyli mycia z wodą. 

NOWA wielozadaniowa pianka do mycia twarzy/maseczka oczyszczająca Multi-Action Foam Cleanser/Purifying Mask - to bardzo gęsty, a co za tym idzie wydajny perłowy krem. Rozprowadzam go na zwilżonej skórze, masuję do uzyskania gęstej piany, pozostawiam do spłukania pod prysznicem. Ca. dwa razy w tygodniu aplikuję go na suchą skórę grubszą warstwą i pozostawiam na twarz kilka minut dłużej niż zazwyczaj. 
Skóra oczyszczona jest idealnie - na tyle, że na płatku z lotionem ABS nie pozostają już jakiekolwiek ślady podkładu, ani zanieczyszczeń. Nie jest ściągnięta, ani podrażniona. Pianka aplikowana jako maseczka świetnie wygładza skórę. Tuba o pojemności 150ml jest bardzo miękka, co pozwala na dozowanie tylko takiej ilości kremu, jaki jest mi potrzebny.

To, co istotne w nowym oczyszczaniu marki, to fakt, że skóra, dzięki zawartości niebieskich alg jest ukojona i uspokojona. Produkty nie wysuszają, nie prowadząc tym samym do nadprodukcji sebum.  Obydwie propozycje marki mają bardzo subtelny, czysty zapach.
 


Podsumowując - dla mnie oczyszczanie to najważniejszy element pielęgnacji. Już wielokrotnie przekonałam się, że niewłaściwe produkty powodują jedynie wzmożony wysyp nieprzyjaciół i pogarszają stan mojej skóry. Dawno też pożegnałam się z oczyszczaniem drogeryjnym, ponieważ dla mojej trudnej skóry jest ono po prostu niewystarczające. Oczyszczanie selektywne jest skuteczniejsze, a produkty znacznie bardziej wydajne, przez większą koncentrację lepszej jakości składników. Osobiście cenię sobie właśnie produkty oczyszczające marek z koncernu Estee Lauder - lubię żel z 3 kroków, Green Gel z MACa, a teraz bardzo polubiłam się z kremową pianką i jestem przekonana, że pozostanie ze mną wymiennie ze wspomnianymi powyżej. 

wtorek, 25 czerwca 2013

Idealny podkład na lato?

Wielokrotnie wspominałam, że moje absolutne podkładowe objawienia, świetnie sprawdzające się na mojej skórze niemal w każdych warunkach, ale też i dopasowywane do niej w zależności od aktualnej formy to Double Wear od Estee, StudioFix MACa oraz bardzo nawilżająca, nowa mineralna propozycja tej marki, po którą sięgałam przede wszystkim zimą. Ostatnio do ich grona dołączył kolejny, ale o nim innym razem. Dzisiaj wodoodporna propozycja od Shiseido, którą miałam okazję kilka razy przetestować i spodobała mi się na tyle, że podczas ostatnich Sephorowych Vipów postanowiłam się na nią skusić. Mowa o Sun Protection Liquid Foundation z SPF30.


Z pielęgnacją tej marki lubię się bardzo, z podkładami z 'klasycznej' lini ciut mniej - na Perfect Refining moja skóra jest zbyt sucha, a na Radiant Lifting zbyt mieszana. W pracy mój makijaż przez wiele godzin musi pozostać w stanie idealnym. Potrzebuję podkładu, który zakamufluje niedoskonałości, ujednolici kolor skóry, zniweluje przebarwienia i zaczerwienienia. Dlatego stawiam na bardzo trwałe i kryjące podkłady - moim ideałem w pracy jest właśnie Double Wear. Po kilku testowaniach Shiseido wiem, że będę mogła stosować je zamiennie. Na pełną recenzję przyjdzie jeszcze oczywiście pora. Na ten moent mogę powiedzieć, że trzyma się bardzo dobrze przez wiele godzin, a jego jedynym mankamentem w porównaniu do DW jest znacznie krócej trzymany mat. Z tym akurat radzę sobie pudrem matującym, więc jest ok.
Odcień to najjaśniejsza 40 i to niestety jest dosyć problematyczne, w polskiej dystrybucji brakuje 20, albo idealnego dla mnie 00 od Shiseido. Ten odcień jest jednak mimo wszystko stanowczo za ciemny poza sezonem letnim, a nawet teraz czuję jeszcze niewielki dyskomfort, mimo, że w zasadzie odcień jest dopasowany, ponieważ słońce już zdążyło mnie chwycić. Plusem jest fakt, że podkład zupełnie się nie utlenia.
Tak jak wspomniałam - pełna recenzja wkrótce. 








 



Znacie słoneczną linię Shiseido, miałyście okazję stosować ten podkład? Jakie są Wasze opinie?

czwartek, 20 czerwca 2013

Chubby Stick Intense - 02, 05 oraz 07

Kredki Chubby Stick - od kiedy tylko pojawiły się na rynku, są moim uzależnieniem. Zużywam kilka rocznie, uwielbiam za wygodę, kolory i pielęgnację. Pojawienie się zatem moich ulubieńców w wersji Intense nie mogło przejść bez echa.
Kredki w tej odsłonie mają zdecydowanie więcej pigmentu, podczas gdy ich odżywcze właściwości - nawilżenie i wygładzenie - dzięki zawartość olejku jojoba, masła shea i mango - zachwycają podobnie jak w klasycznej wersji. Tamte jednak porównałabym do koloryzujących balsamów, te natomiast do bardzo porządnie pielęgnujących usta pomadek. Chubby gładko sunie po ustach, aplikuje się równomiernie, zjada znacznie dłużej niż klasyczna wersja. Nie zbiera się w załamaniach skóry i nie rozlewa poza kontur ust. Nie klei się, pozostawia na ustach warstwę porównywalną do mocno kremowych, nawilżających pomadek. Formuła pozbawiona jest oczywiście komponenty zapachowej.








Odcienie widoczne na zdjęciach i swatchach to
05 - Plushest Punch - bardzo intensywny, jasny, lekki róż gdzieś pomiędzy fuksją a maliną
02 - Chunkiest Chili - lekko brązowawy, rudawy odcień czerwieni - trochę jakby jesienny
07 - Broadest Berry - intensywna śliwka





Od góry -
Chunkiest Chili
Plushest Punch
Broadest Berry

Podsumowując - Znakomity produkt na lato i nie tylko. Polecam w obydwu odsłonach.

środa, 19 czerwca 2013

MAC - Temperature Rising - pomadka, olejek, róż

Czas płynie tak szybko, że aż trudno uwierzyć. Za kilkanaście dni skończy się czerwiec. Maj obfitował w wiele pozytywnych zmian i wydarzeń. Na czele ze zmianą pracy. Wiecznie mam zresztą nadzieję, że w końcu wszystko ogarnę i ogólnie czasu na wszystko będzie chociaż odrobinę więcej i będę w stanie znacznie bardziej sensownie go zaplanować. Tylko jakimś cudem nic takiego się nie dzieje.

Dzisiaj wracam do Was z letnią kolekcją MAC - Temperature Rising. W ostatnim poście na jej temat przybliżałam Wam brzoskwiniowy róż Ripe For Love, dzisiaj kolej na drugi róż, pomadkę i olejek.
Przede wszystkim nie sposób zauważyć jak równa i dobra jakościowo jest ta LE.


Róż Hot Nights  to wg. producenta midtone berry pink /frost/. W praktyce to piękna, jasna, ale bardzo intensywna malina o satynowym wykończeniu. To, co przede wszystkim wyróżnia ten produkt, to pigmentacja. Jest naprawdę nieprawdopodobna i nawet lekkie muśnięcie pędzlem powierzchni różu wymaga uprzedniego strzepania jego nadmiaru. Wspomniane nasycenie, plus praktycznie zerowe pylenie daje produkt o nieprzeciętnej wydajności. Śmiało typuję Hot Nights na towarzysza jeszcze kolejnej dekady. Niestety posiadaczki tak jasnej karnacji jak moja, zmuszone są obchodzić się z tym różem ostrożnie i delikatnie, ponieważ łatwo o przesadę. Warto jednak popracować z nim trochę dłużej, bo efekt jest fantastyczny. Natomiast dziewczyny o ciemniejszej karnacji powinny bezwzględnie zaopatrzyć się w ten produkt, bo jest niemalże dla nich stworzony - na skórze o głębszym, bądź po prostu bardziej opalonym odcieniu Hot Nights wyczarowuje cuda.


Jedną z ciekawszych pomadek w tej LE była dla mnie Feel My Pulse o wykończeniu cremesheen. Feel My Pulse to półtransparentna, wpadającą lekko w fiolet magenta. Wszystko w tej pomadce jest warte uwagi - począwszy od koloru, który pięknie podkreśli opaleniznę, przez teksturę, łatwość aplikacji, możliwość uzyskania efektu od pół-transparentnego po bardziej nasycony. Pomadka bardzo równo rozkłada się na ustach, nie wysusza, nie zbiera w załamaniach. Jest komfortowa w noszeniu i trwała.




To The Beach Oil - Man Rays - na początku może kilka słów wstępu od marki - A shimmering body oil formulated to bring a sheer sheen and sexy gleam to skin. Soothing, naturally emollient. Its fusion of three botanical oils helps soften, smooth and moisturize skin. 



Olejek pojawił się już w zeszłorocznej Hey Sailor!. Przetestowałam go bardzo dokładnie w ubiegły weekend na ślubie przyjaciół. Odcień Man Rays to lekko brązowa, opalona baza z zatopionym w niej milionem drobinek, a w zasadzie wręcz pyłu, który zapewnia piękne odbicie światła. Olejek rozprowadza się bez problemu nawet na bardzo suchej skórze, nie pozostawia typowego tłustego filmu, a raczej przyjemną, gładką warstwę. Pył nie daje nachalnego blasku, a jedynie dobicie i rozświetlenie. Na czarnych ubraniach nie pozostawia śladów. Formuła pozbawiona jest /w moim odczuciu/ komponenty zapachowej. Olejek można także dodać do balsamu.

Podsumowując - gorąco polecam tą kolekcję. Jest ona dostępna w salonach marki do końca czerwca, jeżeli jeszcze nie miałyście okazji przyjrzeć się jej bliżej, pozostało trchę czasu, by nadrobić zaległości.

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...