czwartek, 26 stycznia 2012

Recenzja - The Body Shop - Cranberry Joy Lip Balm

Tak, żyję, chociaż na blogu niewiele na to wskazuje ;) Mam nadzieję, że to jeszcze tylko kwestia przyszłego tygodnia i powrócę. Teraz ledwo stoję na nogach, bo ostatnio krucho u mnie z czasem nawet na spanie ;) Ale skoro już udało mi się w ogóle tu wejść, to zostanę na dłużej i podzielę się z Wami refleksjami na temat pewnego produktu, kupionego, całe szczęście, jakiś czas temu na wyprzedaży za 11pln :)

niedziela, 22 stycznia 2012

Recenzja - Rimmel Match Perfection Cream Gel Foundation

Pieśni pochwalne na temat podkładu wyrastają wszędzie jak grzyby po deszczu. Ponad tydzień temu, skuszona arcypozytywnymi opiniami i dosyć korzystną promocją postanowiłam i ja sięgnąć po to objawienie sezonu. I co? I używam tego podkładu 8 dni i z pewnością mogę powiedzieć o nim jedno - historia bardzo lubi się powtarzać /KLIK!/. Ale po kolei....



czwartek, 19 stycznia 2012

MAC Trend Presentation S/S 2012

Wczorajszy dzień, mimo iż był dla mnie przeraźliwie długi, był również - a w zasadzie, przede wszystkim -  niezmiernie ekscytujący i inspirujący ;)
Pomijając godziny spędzone w pociągu relacji Wrocław-Warszawa, miałam niepowtarzalną okazję uczestniczyć w prezentacji trendów na nadchodzący sezon Spring/Summer 2012 zorganizowanej przez markę MAC.


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Recenzja - Daphne Guinness for MAC - Pro Longwear Lipcreme Red Dwarf

Tak jak mi się wydawało, styczeń na SmokyEveningEyes z pewnością upłynie pod znakiem Daphne Guinness for MAC - dzisiaj kolejna recenzja, tym razem pomadki Pro Longwear Red Dwarf. Ten kolor kusił mnie w zasadzie od początku, ale jakoś w pierwszym momencie sięgnęłam po Seasoned Plum - szalę przechyliła Krzykla  - doszłam do wniosku, że jednak powinnam raz jeszcze ją obejrzeć. A że kolor jest obłędny, bardzo chłodny, malinowy - przedstawiam Wam moją pierwszą w życiu pomadkę z okolic czerwieni :)


sobota, 14 stycznia 2012

Małe co nieco :)

Zdecydowanie mam bardzo duże powody do dumy ostatnio - kompletnie nic, ale to naprawdę nic z wyprzedaży ;)
Odwiedziłam kontrolnie trzy Sephory, sprawdzić czy na pewno przypadkiem nie przepuszczam okazji życia i okazało się, że albo ta tegoroczna obniżka jest tak nędzna /pomijam 'swoje' perfumy, które zobaczyłam w bardzo atrakcyjnej cenie, a po kilku godzinach nie było już po nich śladu/, albo ja naprawdę w końcu spotkałam się z rozumem i dotarło do mnie, że wszystko czego potrzebuję z kosmetyków kolorowych, już mam.

Jedynym produktem, którego brak uświadomiłam sobie kilka dni temu, był zielony eyeliner w żelu. Oczywiście pierwsze o czym pomyślałam, zwłaszcza po swatchach Sroki to Sephora i YSL. Ale chyba jednak naprawdę nie powinnam wątpić w swój zdrowy rozsądek, ponieważ uświadamiając sobie, że jakkolwiek piękny i idealny nie byłby to kolor, to jest to raczej taki produkt, którego pewnie nigdy nie zdołam zużyć do końca i mniej szkoda będzie mi ciepnąć w kubeł Essence niż YSL - podreptałam do Natury po linerek Essence 04 I Love NYC.

Przypadek sprawił, że postawiłam wózek z Małą dokładnie przy szafie Rimmel i w oczy rzucił mi się podkład Match Perfection do którego niebawem zaczną prawdopodobnie powstawać ody. Aktualnie podkład ten przeceniony został na 23,99pln, więc naprawdę nie było powodów, by go nie wypróbować. Nie chcę przesądzać, ale mam spore szanse być chyba jedną z niewielu osób, która się z tym podkładem nie polubi. Na razie jedyne co stwierdzam to koszmarny, męczący zapach i uwidocznienie każdej, nawet mikroskopijnej skórki. Najjaśniejszy kolor mimo wszystko jest dla mnie ciut zbyt ciemny. Recenzja oczywiście za jakiś czas. Swatche również, ponieważ dzisiejsze zdjęcia robione były późnym popołudniem i światło nie pozwalało już na ich zrobienie.

No i ostatnia, ale najważniejsza rzecz, to przemiła niespodzianka od kochanej A. - jeszcze raz bardzo Ci dziękuję ;*


Recenzja - Daphne Guinness for MAC - Blush Ombre Azalea Blossom

Azalea'i używam od dwóch tygodni bez przerwy. W zasadzie od momentu kiedy dostałam ją w swoje ręce /D. jeszcze raz bardzo dziękuję ;*/ przestały istnieć dla mnie inne róże, dlatego mimo, że minęły w sumie dopiero dwa tygodnie pozwalam sobie już na pełną recenzję tego produktu.


wtorek, 10 stycznia 2012

Olejowanie - faza testowa - Alterra Limette&Olive

Muszę przyznać, iż zazwyczaj szerokim łukiem omijałam marki własne Rossmann'a. Ciężko było mi obdarzyć je zaufaniem. I tak jak produkty do twarzy, po serii zeszłorocznych absolutnych wtop eksperymentatorskich nadal nie znajdą miejsca na mojej półce, tak produktom do włosów, a w szczególności linii produktów naturalnych Alterra postanowiłam przyjrzeć się bliżej.
Sięgnęłam po pięknie pachnący szampon Papaya&Bambus - na co dzień stosuję Organicum, ale potrzebuję produktu, którym zmywam olej, bo szczerze mówiąc trochę szkoda mi używać do tego celu wspomnianego szamponu, a ten z Alterry również pozbawiony jest wszystkiego tego, czego ja w pielęgnacji swoich włosów od ponad pół roku staram się unikać. Przy tym nie da się pominąć jego bardzo przyjemnej ceny :)
Mając wolną chwilę i wyjątkową wenę, postanowiłam również przyjrzeć się olejkom Alterry. I muszę przyznać, że osłupiałam. Skład tych olejków jest rewelacyjny. Nie ma w nich ani kropli sztucznych komponentów, a przy tym kosztują w zasadzie śmieszne, jak na taki produkt, pieniądze. 3 wersje zapachowe znajdziecie bowiem w cenie ca. 13pln, a jedynie pomarańcza i brzoza kosztuje ok. 18pln.
Skusiłam się na limonkę z oliwą, bo jak powtarzam do znudzenia już chyba, uwielbiam świeże cytrusowe zapachy. Oprócz tego dostępne są jeszcze granat, migdały i wspomniana pomarańcza, która prawdopodobnie będzie moją kolejną buteleczką jeśli tylko te olejki sprawdzą się w pielęgnacji włosów, bo oczywiście wrodzona niechęć do tej konsystencji nie pozwoli mi wcierać ich w ciało :)

Limette&Olive dostępny jest w szklanej buteleczce o pojemności 100ml. Buteleczka ma 'ogranicznik', który w zasadzie jest czymś w rodzaju kroplomierza, ponieważ tak właśnie dozuje olejek. Rozwiązanie jest fantastyczne, ponieważ nie ma mowy o tym, by wylać na dłoń zbyt dużo produktu.
No i zapach... Jest autentycznie obłędny. Stosowałam olejek dopiero dwa razy, a już jestem od niego uzależniona ;) Zmywa się dobrze.
Na ten moment nie mogę powiedzieć niestety nic więcej, ale kiedy poużywam go trochę dłużej, z pewnością zamieszczę obszerniejszą recenzję. Tymczasem kilka zdjęć.


środa, 4 stycznia 2012

Sleek Stacjonarnie - info szczególnie dla Wrocławianek :)

Moje Drogie, dzisiaj poszukując fantów do pewnego projektu natknęłam się na palety Sleek! Widok o tyle zaskakujący, że nie miałam zupełnie pojęcia, że gdziekolwiek poza sklepami wysyłkowymi są one dostępne. Niestety nie ma testerów - oprócz PPQ - ale swatchy w necie jest takie zatrzęsienie, że w zasadzie nie są potrzebne. Oprócz paletek, nawet tych limitowanych, dostępne są również Molten Metal, tusze i eyelinery.

Wyleciała mi z głowy cena eyelinerów, ale klasyczne paletki i Molten Metal kupicie tam w cenie 33pln, czyli czasami nawet mniej niż paleta z wysyłką zamawiana przez internet. W dodatku trafia prosto do Waszych łapek, nie trzeba na nią czekać, ani stać w kolejce na poczcie :)

A teraz chyba najistotniejsze info - gdzie ;)
 Ano w sklepie ze sztucznymi włosami, odjechanymi perukami i całą resztą gadżetów typu dredy, czy warkoczyki. Sklep nazywa się Mietła i znajduje się na ulicy Sokolniczej. /przy Placu 1 Maja są takie niskie pawilony w przeważającej większości są tam suknie ślubne, pomiędzy Akademią Muzyczną a Jysk'iem, dokładnie vis a vis Cuprum. Sklep znajduje się w pawilonach po prawej stronie/ wrzucam Wam link z mapką KLIK!



m.m.

wtorek, 3 stycznia 2012

DAPHNE GUINNESS FOR M∙A∙C - quad Interior Life - swatche

W połowie września pisałam i pokazywałam na blogu paletkę cieni z kolekcji MAC Me Over Evil Eye, która krótko mówiąc zbierała w sieci dosyć niepochlebne recenzje. Sugerując się tymi recenzjami, mimo, że czwórka była numerem jeden na mojej liście z tej kolekcji, omijałam ją szerokim łukiem. Na szczęście kolory w tej czwóreczce były tak dobrane, że nie byłam w żaden sposób przestać o niej myśleć :). Łaziłam oglądać ją tyle razy, aż w końcu po prostu ją kupiłam. I nie żałowałam ani przez moment. Paletka jest naprawdę rewelacyjnie skomponowana, a jej jakość naprawdę wcale niezła - kwestia wypracowania sobie metody na te cienie.
Dlatego kiedy w kolekcji Daphne pojawił się kolejny zestaw kolorystyczny, który zaparł mi dech, a recenzje znowu odbiegały od pochlebnych, postanowiłam darować sobie sugerowanie się nimi i na quada zdecydowałam się bez wahania.
To tyle tytułem przydługiego wstępu - poniżej swatche i oko. Żaden wymyślny makijaż, po prostu zwykły dzienniak. Wybaczcie mi, że w ferworze walki o promienie słoneczne dla swatchy zupełnie umknęło mi sfotografowanie zbliżeń paletki - nadrobię w najbliższy czasie. Daphne z pewnością będzie w tym miesiącu pojawiać się tu dosyć często. :)

Swatche robione są na bazie Benefit Stay Don't Stray pędzelkiem Sephora 20. Analogicznie jak w przypadku quada z MMO najciemniejszy cień Heather Belles jest najsłabszym ogniwem tej paletki.
Cienie bardzo dobrze się blendują, nie robią plam, ładnie łączą się ze sobą. Trochę się pylą i są suche, ale nie wpływa to jakość szczególnie na ich aplikację. 
Ostatnie zdjęcia pokazują makijaż tuż przed zmierzchem, czyli po 8 godzinach noszenia. Nawet w tej chwili nie widać, żeby cienie zrolowały się, bądź dużo bardziej wyblakły.

Interior Life - 
  • Stratus - light pink /M/
  • Interior Life - dark lavender-y grey /S/
  • Bruised Sky - mid-tone grey blue /VLX/
  • Heather Belles - dark charcoal/carbon /S/

Zachwycające... 2011 - Odkrycie Roku


 Zaskoczenia z pewnością w tej kategorii nie będzie, ponieważ mniej więcej od września, kiedy zauważyłam pierwsze efekty zmian, wiadomym było, że zwycięzca może być tylko jeden

poniedziałek, 2 stycznia 2012

DAPHNE GUINNESS FOR M∙A∙C - kolekcja absolutnie idealna...

Całość kolekcji celebrytki pokazywałam Wam tu - KLIK!. Na żywo wszystko okazało się być jeszcze bardziej bardzo :)
Kolorystyka kolekcji trafia w mój gust tak bardzo jak  MAC Me Over, którą również byłam zachwycona.
Chciałabym bardzo podziękować D. za pomoc w zdobyciu Azalea Blossom.
A dzisiaj z racji tego, że wczoraj zrobiłam ostatni krok przed progiem 30, pozwoliłam sobie na małe szaleństwo :) 
Poniżej zdjęcia ogólne, a kiedy tylko pojawi się odrobina słońca i będę w stanie zrobić swatche, kolejna porcja. Obawiam się niestety, że w temacie Daphne Guinness for MAC nie powiedziałam ostatniego słowa....

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...