poniedziałek, 2 grudnia 2013

November Favourites


Do tej pory skutecznie unikałam wpisów z serii 'ulubieńcy'. Powód był zawsze ten sam - zazwyczaj latam po swoim stanie posiadania jak przysłowiowy kot z pęcherzem i tak naprawdę trudno było mi jak dotąd sprecyzować, po które produkty sięgałam najczęściej. Listopad jednak minął mi w tak błyskawicznym tempie, że ulubieńcy wykrystalizowali się poniekąd samoistnie. Zwyczajnie nie miałam rano chwili, by w tym zagonieniu i permanentnym niedoczasie usiąść i zastanowić się, czy nie miałabym ochoty sięgnąć dla odmiany po inny produkt. Dominowały więc te najbardziej sprawdzone, zaufane i pozwalające mi na makijaż ten najbardziej ukochany - ciemny, ciężki, klasyczny i pozbawiony odjazdów.
  •  Twarz

Zdecydowanie najczęściej w tym miesiącu sięgałam po mieszankę dwóch produktów - CC Cream od Clinique i Mineralize Moisture SPF 15 Foundation od MAC. Ich połączenie zapewnia mi idealny wygląd cery przez cały dzień, utrzymuje świetne nawilżenie i komfort wyglądając przy tym naturalnie i nie robiąc na twarzy maski. Wcześniej aplikowałam na skórę zieloną bazę Daily Protective z linii Redness Solutions Clinique, o której więcej niebawem. Na ten moment mogę powiedzieć, że w duecie z żółtym pudrem z tej samej serii stanowi idealne remedium na moje zaczerwienienia.
Pudrem brązującym, któremu wierna jestem już od jakiegoś czasu jest 39 z Rouge Bunny Rouge. Ten produkt to swoisty fenomen. Nadaje się na całą buzię, przy czym bladziochy mojego pokroju spokojnie zrobią nim również konturowanie. Matowi skórę, pozbawiony jest pomarańczowych tonów, nie robi plam ani placków i jest tak piekielnie wydajny, że nie wiem, czy zużyję go w tej dekadzie. Na policzkach tuż nad nim stale obecny był mój kolejny ulubieniec, w którym niestety wyraźnie widać już dno. MACowy róż z linii Pro Longwear w odcieniu Blush All Day polecam szczerze każdemu. Ma piękny, neutralny różowawy odcień, który współgra z niemalże każdym makijażem, jest łatwy w obsłudze i trwały tak bardzo, że nie muszę martwić się o ciągłe i wieczne poprawianie. Całość wykończona ślicznym MSFem Lust, który daje subtelną poświatę i ożywia nieco naturalny efekt różu.
  •    Oczy



Pro Longwear Paint Pot Let's Skate to moja aktualnie eksploatowana baza pod cienie. Sprawdza się idealnie - jest niezawodny, ładnie rozświetla zmęczone oczy, przedłuża do maksimum trwałość makijażu i ładnie eksponuje kolory cieni. Na nim najczęściej lądował PP For Effect, czyli grafit z drobinami, by podbić ciemne cienie. Dwa makijaże, które gościły na moich oczach zamiennie praktycznie  codziennie to połączenie matowej, głębokiej czekolady z MACowej szóstki Dashing Lassie /LE Tartan Tale/ i 27 z Rouge Bunny Rouge. Ja nie wiem jak określić ten kolor, bo to cień jedyny w swoim rodzaju. Żadna marka nie ma nic podobnego w swojej ofercie. 27 idealnie spisuje się jako cień nawierzchniowy, wykańczający matowe smoky. Komponuje się świetnie z rzeczonym brązem, fioletem, granatem, współgra niemal ze wszystkim. Piękny i niepowtarzalny. Drugą opcją było czarne smoky wykończone złotem uzyskane za pomocą cienia Gilded Night z aktualnej LE MACa Divine Night. O tym cieniu niebawem więcej. Zdarzało mi się również sięgać po cień Time To Glow z Douglasa. To błysk w czystej postaci. Nie ma koloru, jedynie ogromne drobiny dające efekt jakby mokrej skóry. Świetny produkt, który postaram się zaprezentować Wam szerzej.







W kwestii maskar po średnio udaje przygodzie z Diorshow zmęczona poszukiwaniami tuszu idealnego sięgnęłam po maskarę z MACa In Extreme Dimension. Na początku ekstremalne było coś zupełnie przeciwnego, ale teraz kochamy się i planujemy wspólnie długą i szczęśliwą przyszłość ;P Recenzja na dniach.


  • Usta

Na ustach typowa jesień - było znacznie intensywniej niż zazwyczaj - być może po prostu w całym tym młynie potrzebowałam koloru. Cremesheen z MACa Private Party w pięknym śliwkowym odcieniu. Czerwień Chunkiest Chilli - czyli Chubby Stick Intense od Clinique. Jesienn-zimowy bardzo brudny róż 83 Clover Royal Jelly od Rouge Bunny Rouge oraz moje nowe odkrycie, na które natrafiłam zupełnie przypadkiem, w totalnym pośpiechu wybiegając z MACa - pomadka Craving przykuła moją uwagę na dobre i sprawiła, ze niemalże nie rozstaję się z nią - piękna śliwka w wykończeniu Amplified - rewelacyjna.

Jeśli któryś z produktów wzbudził w Was zainteresowanie i chciałybyście zapoznać się ze szczegółami na jego temat - dajcie znać w komentarzach.

em.


niedziela, 1 grudnia 2013

Kochany MACołaju ;)

Dzisiaj - na powitanie grudnia - swoją drogą nie mam pojęcia jakim cudem i jak to się stało, że znowu jest grudzień i kiedy u licha była wiosna - post zupełnie niezobowiązujący i trochę z przymrużeniem oka ;)

Odkąd moja córa jest na świecie, zarówno Mikołajki, jak i Święta niemal w całości skupiają się na Niej. To cudowne patrzeć jak taka mała istota przeżywa wszystko całą sobą, jak pół godziny potrafi stać w oknie i patrzeć na śnieg, jak nie może doczekać się świąt, bałwana, choinki, jak od kilku tygodni tworzy listy do Mikołaja. Dzisiaj natchniona tą atmosferą piszę list do swojego - może nie ma długiej brody i czerwonej czapki, ale za to na pewno gigantyczny kufer bez dna, z którego dla grzecznych MACowych panienek wyławia wymarzone, albo po prostu te planowane od wieków - skarby ;)

  • Pędzle 217, 239 i 109
Trzy pędzle wokół których chodzę już wieki jakimś dziwnym trafem, cały czas mi nie po drodze. 217 jedną już posiadam, ale nie wyobrażam sobie nie posiadać drugiej, to pędzel, który bez wahania zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę. A 239 - eye shader oraz 109 small contour śnią mi się już niemal po nocach ;)


  • Mineralize Volcanic Ash Exfoliator
Ponieważ dobijam do końca dr Brandta, na dniach wykończyłam 7 day z Clinique i na półce ze zdzierakami zrobiło się miejsce, chętnie przygarnęłabym tego czarnego MACowego, zwłaszcza, że zbiera same dobre recenzje, a jego zakup planuję już od kilku dobrych miesięcy.




  • Paint Pot Painterly
mam co prawda ulubiony na ten moment odcień Let's Skate, ale po wykończeniu Soft Ochre czasami wyraźnie cierpię na brak  bazy całkowicie pozbawionej drobin. Cały czas waham się pomiędzy powtórzeniem Soft Ochre, a zmianą na rzecz Painterly właśnie. Ideałem byłoby prawdopodobnie zdecydowanie się na obydwa ;)


  • Lip Conditioner
Ideał nad ideałami - przetestowałam już niemal wszystko, co dostępne na perfumeryjnych i nie tylko półkach - nie ma drugiego tak skutecznego i wydajnego produktu do ust. Wykończyłam właśnie trzecią tubkę i moje usta aż krzyczą o następną.



Jak widać powyżej, moje MACowe życzenia są całkowicie przyziemne i tak na dobrą sprawę rozwiązałaby je jedna porządna wizyta w salonie, ale ja po prostu najzwyczajniej w świecie NIE MAM NA NIĄ CZASU, a polski sklep internetowy postanowił uwziąć się na mnie i nie mieć powyższych /za wyjątkiem pędzli/ na stanie. Więc Drogi MACołaju, jeśli będziesz w pobliżu, to ja bardzo ładnie się do Ciebie uśmiecham ;)
A Wy? Macie już sprecyzowane swoje mniejsze, bądź większe kosmetyczne obiekty pożądania? ;)

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...