piątek, 30 marca 2012

MAC Lip Conditioner VIVA Glam

Od jakiegoś czasu zbieram się do napisania recenzji nowej maskary Sephory Outrageous, ale za każdym razem kiedy do niej siadam zaczynam zastanawiać się, czy aby przypadkiem nie dać jej jeszcze jednej szansy. Dlatego dzisiaj znowu nie będzie o tuszu, a będzie krótko o produkcie, który darzę wielką miłością, a który w tym kończącym się miesiącu na cały kolejny rok zyskał nową szatę, a wraz z nim ważne przesłanie - MAC Lip Conditioner - edycja VIVA Glam.

Jak już pisałam w recenzji zamieszczonej kilka miesięcy temu - KLIK i wspominałam przy wielu okazjach - odżywka do ust MAC'a to mój top pielęgnacji ust. Zazwyczaj naprawdę ciężko przechodziły zimę, trudno było mi je doprowadzić do porządku po byle przesuszeniu, nie mówiąc już o tym kiedy były wyschnięte na wiór i nic nie dawało sobie z tym rady. Od połowy listopada kiedy to w akcie istnej desperacji pomaszerowałam po LC problem zniknął, a ta mała tubka ochroniła mnie przed zagładą moich ust nawet podczas styczniowo-lutowej przeprowadzki w 30* mrozie.
Obiecałam Wam wtedy również raport z wydajności - LipConditioner wystarczył mi od wspomnianej połowy listopada do końca lutego - więc wynik przyzwoity. Zaznaczam, że sięgałam po niego kilka razy dziennie i aplikowałam dość obficie, więc tym bardziej mogę zapewnić, że to cudo jest naprawdę wydajne. Ta tubka kupiona na początku marca powinna z powodzeniem wystarczyć mi do jesieni.

Dzisiaj swoją recenzję Lip Conditionera zamieściła Agata, a ja poniżej wrzucam zdjęcia nowego opakowania, które na czas tej edycji VIVY Glam sygnowane jest nazwiskiem Ricky'ego Martin'a. Szczerze mówiąc marzy mi się, by ten produkt do linii VG włączony został na stałe. Jest rewelacyjny i z pewnością pozostanę przy nim, a kampania na rzecz osób dotkniętych AIDS/HIV dodatkowo mnie motywuje - zwłaszcza, że marka cały dochód /za wyjątkiem podatku VAT/ przekazuje fundacji.



m.m.

środa, 28 marca 2012

MAC - Kissable Lipcolour & Plushglass - swatche

Ponieważ pod zamieszanymi jakiś czas temu recenzjami błyszczydeł do ust MAC z LE Shop MAC, Cook MAC oraz Very pojawiły się komentarze odnośnie tego jak te produkty prezentują się na swoim miejscu wrzucam swatche na ustach. Trzy pierwsze to Kissable, a dwa kolejne Plushglass.

poniedziałek, 26 marca 2012

Recenzja - AA Ultra Nawilżanie - micelarny płyn do demakijażu oczu i twarzy

Jako, że wygląda na to, że coś nie po drodze mi do SuperPharm po moją Biodermę przez moje ręce, a w zasadzie waciki przechodzi sporo innych demakijaży. Niektóre okazują się totalnymi niewypałami, jak Dermedic, czy Eveline, niektóre radzą sobie bardziej niż średnio jak opisywany nie tak dawno SVR, a niektóre mają naprawdę spore szanse wkraść się w moje łaski na dłużej. Tak jest właśnie z micelem od AA, którego mam już drugą butlę z kolei i nic nie wskazuje na to, by była to butla ostatnia.


niedziela, 25 marca 2012

Budyniowy botoks

Nie wiem co się dzieje, ale brakuje mi czasu dosłownie na wszystko, a kiedy już mam go chociaż odrobinę zazwyczaj brakuje mi już mocy. Dlatego mimo starań mało mnie tu ostatnio /na Wasze blogi zaglądam stale, tylko nie zawsze mam moment, by zostawić komentarz/ i chociaż za każdym razem obiecuję sobie i Wam, że wracam na dobre to okazuje się, że niewiele z tego wynika. Dzisiaj więc mój kolejny powrót i recenzja produktu, którego używam już od jakiegoś czasu i który skradł moje serce bez reszty - MAC Plushglass Butterfly Dream.
Błyszczyk jest częścią LE Vera dostępnej w salonach marki jeszcze prze kilka tygodni.


czwartek, 15 marca 2012

Recenzja - Clinique 7 Day Scrub Cream

Od momentu w którym zostałam mamą cierpię na chroniczny niedoczas. Niestety czas, który poświęcałam sobie 2 i pół roku temu musiał ulec znacznemu skróceniu, a luksus przesiadywania w łazience godzinami pozostał jedynie miłym wspomnieniem. Rano wiję się jak w ukropie, żeby zdążyć ze wszystkim, a wieczorem padam na twarz i skomplikowane i czasochłonne zabiegi kosmetyczne są najczęściej ostatnią rzeczą o której marzę i na które miałabym siłę i ochotę. Dlatego doceniam szybkie rozwiązania w każdej, nawet kosmetycznej dziedzinie. I oto przed Wami jedno z takich błyskawicznych rozwiązań.  
Clinique 7 Day Scrub Cream posiadam w wersji mini, był dołączony do któregoś z zestawów marki. Oczywiście to, co za chwilę napiszę ani trochę nie umniejsza mojego uwielbienia dla dwufazowego zdzieraka Sephory, ale stosowanie go jest znacznie bardziej skomplikowane i najczęściej mam na to czas góra raz w tygodniu, a peelingu moja skóra potrzebuje znacznie częściej.



wtorek, 13 marca 2012

Co w wiosennej trawie piszczy - czyli o trendach S/S 2012 pod kątem produktów

Pod koniec stycznia miałam przyjemność przybliżyć Wam trendy, jakie 'obowiązywały' będą w nadchodzącym sezonie wiosenno letnim. Dzisiaj natomiast przybliżę kilka produktów, które znakomicie sprawdzą się w tych makijażach. Są one przy tym na tyle uniwersalne, że bez najmniejszego problemu zdadzą egzamin nie tylko w tym, ale w każdym innym sezonie i look'u. Jest to bowiem zbiór kosmetyków, które tworzą makijaż same w sobie, a przy tym stanowią bazę i wyjście do dalszej zabawy.


poniedziałek, 12 marca 2012

ogłoszenia parafialne - bardzo niekosmetyczne ;)

czyli dlaczego znowu mnie nie było i co będzie, kiedy już wrócę ;)

Tym razem przerwa była zupełnie nieplanowana i dosyć zaskakująca nawet dla mnie - otóż bez reszty pochłonął mnie serial Gra o Tron, co autentycznie nigdy mi się nie zdarza, ponieważ seriali /oprócz Desperate Housewives/ po prostu nie oglądam. Co więcej serial ten jest adaptacją powieści fantasy, co dodatkowo sprawia, że ciężko mi samej uwierzyć, że po prostu połknęłam 10 odcinków pierwszej serii. Generalnie bliżej mi do Allena, niż Petera Jacksona.
Jeżeli istnieją jeszcze jakiekolwiek niedobitki, którym ta produkcja umknęła - gorąco polecam. Nawet jeśli nie ciągnie Was do tego gatunku, warto chociaż spróbować, bo dzieło jest naprawdę warte uwagi i tak obfitujące w akcję i wątki, że ciężko oderwać się od oglądania.

http://www.filmweb.pl
Natomiast na jutro szykuję dla Was bardzo duży post o tym, co w trawie piszczy, poza tym recenzję kilku palet i cieni.

Miłego wieczoru Piękne ;)

m.m.

piątek, 9 marca 2012

MAC - SHOP M·A·C, COOK M·A·C - Kissable Lipcolour Flaunting It

Po trzech pełnych dniach noszenia produktu Kissable Lipcolour z ogromnej kolekcji SHOP M·A·C, COOK M·A·C, jestem już w stanie napisać o nim kilka słów. 'Błyszczyki' pojawiły się już przy okazji LE Peacocky w zeszłym roku i muszę przyznać, że długo kazały na siebie czekać. Od momentu, kiedy zobaczyłam je na evencie MAC Trend Presentation S/S2012, wiedziałam, że będą moim absolutnym must have. Rok temu jakimś dziwnym trafem umknęły bowiem mojej uwadze - wtedy zafiksowana byłam niemalże w 100% na cienie do powiek.
Celowo napisałam słowo 'błyszczyk' w cudzysłowie, ponieważ Kissable Lipcolour to w zasadzie bardziej pomadka w kremie, niż sensu stricto błyszczyk. Testowałam ten produkt 3 dni i już w pierwszym doszłam do wniosku, że pozycja moich ukochanych Cremesheenów jest mocno zagrożona. Mam naprawdę ogromną nadzieję, że marka postanowi wprowadzić go do swojej stałej oferty, ponieważ jest  to naprawdę rewelacyjny produkt. Ale po kolei.


Producent - Delicious...flows on with the slick ease of a gloss. Has a look as creamy and pigment-rich as a lipstick. Shop M·A·C's fun packaging sets the style - and seals the deal! Limited edition!



Opakowanie - Długie i bardzo chude ;) Świetny aplikator - gąbeczka, umożliwia precyzyjną aplikację produktu. Opakowanie ma naprawdę dużą pojemność - 5g, co czyni Kissable Lipcolour największym z MACowych błyszczyków. 


Produkt/Efekt/Działanie - zdecydowałam się na kolor Flaunting It, mimo, iż początkowo planowałam jasny róż, okazał się jednak nie do końca moim kolorem.  
Flaunting It producent określa jako grey mauve.  Jest to rewelacyjny śliwkowo różowawy fiolet z minimalną nutą szarości i to on jest przedmiotem poniższej recenzji.


Zapach jest waniliowy, aczkolwiek w tym wypadku przypomina zapach ciastka. Obecny w zasadzie w momencie aplikacji, nie jest męczący, ani nachalny. Jeden z przyjemniejszych wśród błyszczyków marki. 
Nasycenie kolorem jest fantastyczne, Kissable jest bardzo mocno napigmentowany, rozprowadza się na ustach równo, nie robią się plamy, produkt nie waży się na ustach i nie zbiera w załamaniach. 
Konsystencja jest bardzo kremowa, błyszczyk nie klei się w ogóle. 
Trwałość jest przyzwoita, poza tym, nawet gdy właściwa warstwa 'się zje' usta i tak pozostają lekko pokolorowane. 
Kissable w kolorze Flaunting It niestety nie jest produktem 'bezlusterkowym' - z uwagi na  na swoją pigmentację, wymaga kontroli podczas aplikacji. Nie jest to oczywiście jego wada. 





Podsumowując - Kissable Lipcolour jest czymś pomiędzy pomadką, a błyszczykiem. Nadaje ustom lekki delikatny połysk, pokrywając je przy tym intensywnym kolorem. Konsystencja koloru Flaunting It jest bajeczna - kremowa i przyjemna. Błyszczyk nie wysusza ust i nie jest na nich wyczuwalny. Bardzo żałuję, że ilość kolorów w tej LE ograniczona jest do 5, ponieważ miałabym ogromną ochotę na inne. Biorąc jeszcze pod uwagę pojemność tego produktu - Kissable podbił moje serce całkowicie. Apeluję tym samym do marki MAC, by poważnie rozważyła wprowadzenie tych chudzielców do stałej oferty ;)

środa, 7 marca 2012

Recenzja - SVR Provegol - płyn micelarny

wspominałam już kilkakrotnie na tym blogu, że moim faworytem i niekwestionowanym numerem jeden w temacie 'demakijaż' jest micel z Biodermy - Sensibio. Płyn ten łączy w sobie nadzwyczajną skuteczność z delikatnością i nieszkodliwością. Ponieważ był moment, kiedy moja butla się skończyła, a w SuperPharm nie było albo Biodermy, albo promocji na nią /nie pamiętam już niestety/ postanowiłam sięgnąć właśnie po Provegol, zwłaszcza, że SVR bardzo lubię i cenię, a ich linie do zadań specjalnych jako jedyne są w stanie ukoić i pomóc mojej suchej skórze w zimie.


MAC - SHOP M·A·C, COOK M·A·C - zdjęcia i swatche

Kolejna marcowa kolekcja i kolejne zachwyty ;)











m.m.

wtorek, 6 marca 2012

Rimmel - Lasting Finish By Kate Lipstick 05

Nie wiem tak naprawdę, co jest tego powodem... pokuszę się o stwierdzenie, że u mnie przyszło to z wiekiem, ale zapałałam nagłą i niewytłumaczalną miłością do intensywniejszych, a precyzyjniej rzecz ujmując  - czerwonych pomadek.
Wokół kolekcji Kate dla Rimmel łaziłam dosyć długo i być może powinnam była pozostać przy samym łażeniu.
Niestety w oczekiwaniu na mój wymarzony odcień czerwieni /pomijając Red Dwarf/ Runaway Red z MAC'a, który mam nadzieje, wpadnie w moje ręce już jutro coś podkusiło mnie, by jednak  popełnić Kate. Zważywszy na to, że mam w planach wspomnianego MACzka, darowałam sobie nr 10 z Rimmela i sięgnęłam po 05, który sprawdzany przeze mnie kilka razy wydawał się być idealną stonowaną maliną. Niestety kolor na dłoni ma się nijak do tego, który ja uzyskuję tą pomadką na ustach. Dodatkowo jeszcze swatche w świetle dziennym zupełnie nie przypominają tych drogeryjno - galeryjnych.







Podsumowując - pomijając naprawdę bardzo dobrą jakoś pomadek Lasting Finish, ich bardzo przyjemny zapach i konsystencję, nie mam najmniejszych szans na trwalszy związek z tą szminką.
 Kolor 05 jest zupełnie nie moim kolorem - czuję się w  nim tragicznie i jeszcze gorzej wyglądam.
Wydawał mi się chłodny i wpadający w malinowy - jest koszmarnym, być może i nawet malinowym, ale ciepłym różem, stanowczo zbyt jasnym i mającym się nijak do mojego typu urody -  koniec końców pozostaje mi mieć nadzieję, że spodoba się mojej siostrze ;)
 
m.m.

czwartek, 1 marca 2012

1% dla Tymka

Kochane - dzisiaj znowu nie będzie kosmetycznie - będzie o tym, co najważniejsze - zdrowiu i o tym, co najpiękniejsze - pełnym radości uśmiechu małego dziecka ;)



Tymek jest wspaniałym i ślicznym chłopcem, synkiem moich znajomych i wakacyjnym kolegą mojej córy - spotykają się w Krościenku, gdzie zjeżdża się w sierpniu całe małe przedszkole ;)
Jeżeli tylko możecie - poświęćcie kilka minut na przeczytanie poniższego tekstu, zajrzyjcie na stronę Tymona. A jeśli jeszcze nie wypełniłyście zeznania, być może zechcecie właśnie Jemu przekazać swój 1%

Tymek ma niewiele ponad dwa lata, ogromne niebieskie oczy i burzę włosów na głowie.
 Uśmiecha się figlarnie, a kiedy tak robi przypomina słodkiego, biblijnego cherubinka. 

Niestety, oprócz anielskiego wyglądu, Tymek posiada również szereg – jeszcze nie w pełni zdiagnozowanych - bardzo rzadko występujących chorób neurometabolicznych i genetycznych, a jego życie jest ciągłą walką o zdrowie i normalność. Urodził się zdrowy, a przynajmniej na to wskazywałoby 10 punktów w skali Apgar, jakie uzyskał i pierwsze trzy miesiące jego życia. 

W czwartym pojawiły się problemy: u Tymka wykryto oczopląs pionowy i rotacyjny, a po nich kolejne problemy neurologiczne. Pomimo upływu czasu nadal nie chodzi, naukę utrudniają mu problemy z równowagą i prawidłową oceną odległości. Nie mówi, nawet pojedynczych słów. Często jest z nim utrudniony również kontakt wzrokowy; „ucieka” wzrokiem, ma problemy z koncentracją, jest chaotyczny. 
Dlaczego? Lekarze chyba jeszcze nie do końca wiedzą, stwierdzili natomiast uszkodzenie niektórych części mózgu oraz torbiel pajęczynówki. W jego krwi wykryto podwyższony poziom kwasu mlekowego, zdiagnozowano hipotonię i nieprawidłowy zapis EEG. Dziś nasz syn jest pod stałą opieką poradni neurologicznej, neurochirurgicznej, okulistycznej, rehabilitacyjnej, ortopedycznej oraz psychologicznej i logopedycznej. Aż trudno wymienić je wszystkie jednym tchem, a pomimo to Tymek jest wyjątkowo pogodnym i ciekawym świata dzieckiem. Być może kiedyś uda mu się nadrobić zaległości i zakosztować samodzielności, choć w niektórych czynnościach. By funkcjonować, codziennie wymaga intensywnej rehabilitacji. Ćwiczymy z nim trzy razy dziennie metodą Vojty, chodzimy na basen, bawimy się metodami zaleconymi przez psychologa i logopedę. Już niedługo zaczniemy rehabilitacje w Maltańskim Centrum Pomocy. To wszystko powoli zaczyna przynosić efekty, ale… Marzymy, by móc zapewnić Tymkowi udział w turnusach rehabilitacyjnych i dostęp do dogoterapii. Być może udało by się nam wyjechać do specjalistycznego ośrodka na Krymie na delfinoterapie. Tak niewiele, a zarazem tak wiele, potrzeba Tymkowi, by móc kontynuować leczenie. Darmowa rehabilitacja z której obecnie korzystamy w ramach NFZ jest niewystarczająca. 

Jeżeli ktoś chciałby mu pomóc, wystarczy przekazać na jego subkonto w fundacji „Zdążyć z pomocą” 1 procent podatku. Dzięki temu Fundacja zwróci nam– na podstawie przedstawionych faktur - koszty leczenia i rehabilitacji. A dzięki temu przybliży go do upragnionej normalności.

Więcej o Tymku dowiecie się na stronie www.tymkowo.pl 

Aby przekazać 1 % podatku, wystarczy wpisać w zeznaniu rocznym jego kwotę, numer KRS Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” (0000037904) oraz 17082 Książkiewicz Tymon. Samym przelewem zajmie się już Urząd Skarbowy. 1% podatku mogą przekazać: ryczałtowcy – PIT 28, przedsiębiorcy – PIT 36, przedsiębiorcy-liniowcy – PIT 36L, pracownicy – PIT 37, gracze giełdowi – PIT 38, osoby, które sprzedały nieruchomość – PIT 39. Tymkowi można również pomóc przekazując darowiznę na konto fundacji: Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa nr: 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615 z dopiskiem: 17082 Książkiewicz Tymon darowizna na pomoc i ochronę zdrowia W przypadku wpłat zagranicznych: kod SWIFT (BIC): PKOPPLPW 86 1240 1037 1787 0010 1740 2700 (darowizny w dolarach amerykańskich USD) 31 1240 1037 1978 0010 1651 3186 (darowizny w euro) z dopiskiem: 17082 Książkiewicz Tymon darowizna na pomoc i ochronę zdrowia Osoby fizyczne, a także spółki osobowe, mogą odliczyć od kwoty do opodatkowania 6% dochodu (PIT), a osoby prawne 10% dochodu (CIT). www.dzieciom.pl

Marta i Sebastian

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...