środa, 29 lutego 2012

TAG: Top 5 bubli kosmetycznych

Dwa dni temu zostałąm oTAGowana przez 

Zasady:
1. Napisz kto Cię otagował i zamieść zasady TAGu.
2. Zamieść banner TAGu i wymień 5 najgorszych kosmetycznych produktów, jakich kiedykolwiek używałaś i krótko to uzasadnij, czyli wymieniamy buble, bubelki i bubeleczki...
3. Zaproś do zabawy swoje ulubione bloggerki, ilość dowolna.


1 - Rimmel Match Perfection oraz MaxFactor Experience -  nominuję ex aequo na pierwszym miejscu, ponieważ ciężko jest mi zdecydować, który bardziej na to zasługuje. Dołączyłabym do nich jeszcze Pharmaceris Krem tonujący. Wszystkie trzy są w moim odczuciu zjawiskowo kiepskimi podkładami. Każdy dzień i każda aplikacja przekonuje mnie o tym coraz bardziej. Niestety oprócz ewidentnych wad, o których pisałam w recenzjach, widzę, że stosowanie każdego z nich kilka dni pod rząd kończy się zapchaniem i wysypem, dlatego mają coraz większe szanse, by wylądować po prostu w koszu.
 2 - cień w kremie Ballerina Backstage - cień, który popełniłam jeszcze zanim zdołałam wtłuc sobie do głowy, że te LE są mi całkowicie zbędne, że mam swoich ulubieńców, a tych naprawdę pewnie nigdy nie zużyję. Niestety ten produkt nie pomógł mi przekonać się do tej marki. Cień jest bardzo kiepski, ma niemalże zerową pigmentację i nie nadaje się praktycznie do niczego poza koszem na śmieci. Ewentualnie do zabawy dla mojej córy, chociaż nie wiem, czy miałabym ochotę usuwać go z białych ścian.


3 - Shocking YSL - niestety nie miałam innego zdjęcia tego niewypału, jak tylko to, na którym figuruje z moim kochanym StudioFixem ;) Ten tusz to istny koszmar. Albo ja po prostu nie potrafię się nim posługiwać - zdołałam wykrzesać z siebie energię do trzech prób, potem poleciał w świat do mojej siostry, która - o ironio - uwielbia tą maskarę. Dla mnie Shocking jest za rzadki, nie odpowiada mi szczoteczka, nie jestem w stanie opanować tego tuszu i nie jestem w stanie poświęcać codziennie 20 minut na malowanie samych rzęs- szkoda, bo oczekiwania wobec niego miałam ogromne - potulnie wróciłam do swojego Opulasha za połowę ceny tego szoku ;)


4 - no to jest produkt, którego ja pojąć nie jestem w stanie. Nie dociera do mnie, że mleczko do ciała może być absolutnie pozbawione wszelkich właściwości nawilżających. Ładnie pachnie, ale to tyle, poza tym jest mażącą się substancją o zerowej wchłanialności i skuteczności. A szkoda, bo produkty do włosów z Alterry spisują się świetnie.

Mimo, że robię ten TAG chyba jako jedna z ostatnich, okazało się, że uchowały się jeszcze dwie owieczki - Agata i Dominika /Wyznania K./, które jeszcze nie wskazały swoich bubli ;)
A te z Was, które blogów nie prowadzą,  mają ochotę podzielić się swoimi niewypałami, niech zostawią je w komentarzach :)

m.m.

wtorek, 28 lutego 2012

Faza testowa - DayWear Beauty Benefit Creme Estee Lauder

O tym, że Estee wzbogaca linię DayWear o bijące rekordy popularności BB kremy słychać było już od jakiegoś czasu, były one już zresztą dostępne w Stanach. I wreszcie nowe dziecię marki trafiło na perfumeryjne półki.


MAC - SHOP M·A·C, COOK M·A·C - SHOP MAC

 Kolejna część tej wielkiej kolekcji to SHOP MAC :)





Wypróbuj i Kup! słodki, wyśmienity, boski, smakowity że aż palce lizać asortyment poczwórnych cieni do powiek, szminek, błyszczyków Kissable Lip Colour oraz róży Cremeblend Blush. Spróbuj też apetycznych Tendertones, wpadających w czerń Fluidlines i tuszy Opulash, a także pudrów Careblend i lakierów do paznokci!







W tej części kolekcji znajdziecie - 

MAC - SHOP M·A·C, COOK M·A·C - COOK MAC

Kochane - już pojutrze w salonach marki - SHOP M·A·C, COOK M·A·C 

Wypróbuj i Kup! słodki, wyśmienity, boski, smakowity że aż palce lizać asortyment poczwórnych cieni do powiek, szminek, błyszczyków Kissable Lip Colour oraz róży Cremeblend Blush. Spróbuj też apetycznych Tendertones, wpadających w czerń Fluidlines i tuszy Opulash, a także pudrów Careblend i lakierów do paznokci!



W tej części kolekcji znajdziecie - 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Recenzja - Ziaja - Oliwkowa Maska do rąk i paznokci

 
Produkt ten posiadam już od dłuższego czasu, jednak dopiero w ostatnich dniach miałam okazję przetestować go naprawdę bardzo dokładnie, a wszystko przez jakiś totalny armagedon, który przetoczył się przez moje dłonie - z mojej winy oczywiście ;)
Niestety mam tak, że kiedy tylko stan mojej skóry chociaż minimalnie się poprawia, natychmiast odstawiam wszelkie produkty do zadań specjalnych. Nie mam tu na myśli pielęgnacji twarzy, ale bardzo bogate kosmetyki do ciała, których stosowanie nie sprawia mi jakiejś wyjątkowej przyjemności, a używam ich, bo moja skóra tego wymaga. Odpuszczam sobie czasami także wtedy, kiedy coś tam mi zaświta, że przecież skoro nigdzie nie wychodzę, a tak było w okresie tych potwornych mrozów, bo przecież nie wychodzi się z małym dzieckiem na -19*C, to aż tak zaawansowana ochrona nie jest mi potrzebna. Otóż okazało się, że jest i odpuszczenie sobie Hemp Hand TBSu przez jakiś czas + później kilka dni bardzo intensywnego sprzątania i mycia wszystkiego bez rękawiczek, zaowocowało doprowadzeniem moich dłoni do stanu całkowitego zniszczenia.
Zanim jednak zaczęłam robić okłady z Hempa zauważyłam w jednym z kartonów tą maskę i pomyślałam, że jest to doskonały moment, by skuteczność tego produktu sprawdzić. Kupiłam go na jesieni, użyłam góra dwa razy i stał. I pewnie niestety stał będzie nadal - chyba, że będzie kolejnym na mojej /coraz dłuższej/ liście produktem do zużycia 'po domu'.

Krakoff - czyli trochę prywaty ;)

Jak część z Was wie, a część pewnie się domyśla z moich licznych wtrąceń - z Krakowem związana jestem bardzo mocno. Urodziłam się i wychowałam co prawda we Wrocławiu i tu od jakiegoś czasu jestem z powrotem, ale w Krakowie mieszkałam kilka dobrych lat, z tym miastem wiążą się moje najlepsze wspomnienia, tam przyszła na świat moja córa i to właśnie to miasto zawsze będzie dla mnie numerem jeden i do niego mam nadzieję wrócić. Natomiast teraz, zawsze kiedy mam jakiekolwiek trudniejsze momenty, dużo rzeczy zwala mi się na głowę, a świat parszywieje z każdą minutą coraz bardziej, jedyne co jest w stanie poprawić mi nastrój i naładować baterie to właśnie Kraków. Dlatego kiedy w zeszłym tygodniu moje zmęczenie wszystkim osiągnęło już apogeum wyjście było tylko jedno. Niestety w sobotę byłam w Krakowie bez Małej i w sumie całe szczęście, bo wiało okrutnie, więc nie byłby to wypad marzeń, ale mimo wszystko wrzucam parę zdjęć. Ten post zapewne będzie miał jeszcze część drugą, ponieważ tym razem ze względu na brak czasu i wspomnianą aurę, nie byłam np. w Podgórzu, czy Parku Jordana, ale w przyszłym miesiącu, kiedy będę z Małą, z pewnością nadrobię zaległości.

Planty zupełnie puste w sobotni poranek


jeden z dwóch jedynych powodów, które są w stanie przygnać mnie w okolice Rynku
drugi z dwóch jedynych powodów po prawej
zbliżenie na powód
mam ogromny sentyment do tej uliczki ) codzienna droga do pracy, świetny antykwariat po prawej, którego niestety już nie ma i genialna korsykańska knajpka kawałek dalej za rogiem



świetne miejsce na śniadanie z małym dzieckiem - bezdzietnym raczej nie polecam, tym dzietnym w porze obiadowej również niekoniecznie ;)


jedna z kilku ulubionych na weekendowy /i nie tylko/ obiad/ - kolejne pojawią się następnym razem

jedna z ciekawszych uliczek - Esze, Kolanko, bardzo przyjemne francuskie bistro i 'tylne' wejście do Mle



Pl. Nowy, do którego mimo, że zawsze pełen turystów i wrzawy i tak mam sentyment. No i moje źródło świeżych kwiatów, kiedy jeszcze mieszkałam w Krakowie ;)


Ściskam bardzo C. i K. z którymi spędziłam naprawdę fantastyczny dzień ;*

m.m.

niedziela, 26 lutego 2012

Moja nowa przydymiona miłość - Chanel Illusion D'Ombre


Długo nie mogłam zdecydować się na co chciałabym wymienić swój urodzinowy kupon z Sephory. W fioletowym kremowym cieniu z Chanel jestem absolutnie zakochana i uważam  go za najlepszy kremowy cień w moim kufrze, dlatego mimo kuszących nowości postanowiłam sięgnąć po to, co pewne - Chanel Illusion D'Ombre - tym razem w czerni. Cień jest przepiękny, ciut trudniejszy w obsłudze niż wersja w fiolecie, ale równie uroczy. Te cienie wspaniale spełniają się solo oraz jako bazy pod ciemne, nasycone makijaże.

czwartek, 16 lutego 2012

MAC mineralnie - Young Punk - sneak peak

Dzisiaj będzie cieniowo ;) W tym poście pokaże Wam moją dzisiejszą zdobycz, a w kolejnym przybliże paletkę Urban Decay, o której wspominałam po Świętach.


wtorek, 14 lutego 2012

Faza Testowa - Express Solution Fluid Clear Skin Pore Minimizer

Tydzień temu wprowadziłam do swojej pielęgnacji kolejną nowość, tym razem produkt, który teoretycznie powinien pomóc mi zwalczyć rozszerzone pory. Niestety zdjęć kartonika, składu, ani niczego w tym stylu na razie nie będzie, ponieważ kartonik wcięło podczas przeprowadzki - do recenzji na pewno dokopię się do niego. ;)

Tymczasem wrzucam zdjęcia - fluid ma przyjemną konsystencję, bardzo lekką, jest niebywale wydajny - ja stosuję go jedynie na na noc na policzki i nos.
Ma dziwny zapach oscylujący pomiędzy zieloną herbatą a eukaliptusem. Na chwilę obecną - tydzień stosowania - nie odnotowałam żadnych skutków ubocznych - efektów również nie odnotowałam, ale te mam nadzieję niebawem się pojawią ;)
Buteleczka ma pojemność 30ml i zaopatrzona jest w pompkę. Upolowałam go podczas wyprzedaży za 19pln. Z opisu wnioskuję, że jest to marka własna Sephory. Recenzja pojawi się za kilka tygodni ;)

Faza testowa - Clinique Moisture Surge Intense - skin fortyfying hydrator



Schyłek zimy - końcówka stycznia, luty i marzec to z nie do końca wyjaśnionych przyczyn najgorszy okres dla mojej skóry. To apogeum jej przesuszenia i dyskomfortu. Niestety poza tym, że moja skóra miejscami jest sucha jak pieprz pozostaje nadal moja standardową mieszaną cerą wrażliwą na zbyt bogate, zapychające konsystencje. Odpada więc sięganie po zimowe kosmetyki stojące na półce mojej córy. Kolejny rok z rzędu poszukuję rozwiązania, które zapewni mojej skórze komfort nie wywołując przy tym niekontrolowanego wysypu. W ciągu ostatnich dwóch tygodni diametralnie zmieniłam swoją pielęgnację /poza oczyszczaniem, oczywiście/ i w każdym kolejnym tygodniu wprowadzam nowy produkt obserwując reakcję mojej skóry. O kremie nawilżającym, który wprowadziłam na noc z dniem dzisiejszym za moment. Produkt, który ma pomóc mi zwalczyć rozszerzone pory przedstawię Wam w kolejnym poście, natomiast ten, który pomóc ma w opóźnieniu tego, co i tak nieuniknione - niebawem.

Klasyczny, dostępny do tej pory w perfumeriach Moisture Surge jest moim bezsprzecznym faworytem w kategorii nawilżanie. Świetnie spełnia swoją rolę, nie zapychając przy tym i nie powodując innych przykrych niespodzianek. Jego żelowa formułą jest dla mnie strzałem w dziesiątkę, ponieważ nic mnie tak nie zniechęca jak ciężkie, bogate kremy. Biorąc pod uwagę to, a także problemy z jakimi boryka się moja skóra na przedwiośniu nie mogłam odmówić sobie przetestowania nowej, bardziej treściwej, przeznaczonej dla skóry odwodnionej, ekstremalnie przesuszonej i mieszanej ze skłonnością do przesuszeń wersji mojego ulubieńca.

Wg. producenta krem Moisture Surge Intense to krem zapewniający intensywne 24godzinne nawilżenie. Pozostawia skórę w pełni nawilżoną, a przy tegularnym stosowaniu zwiększa jej zdolność do zatrzymywania wilgoci oraz wzmacnia barierę ochronną skóry. Odpowiedni dla skóry b. suchej, suchej i mieszanej w kierunku suchej.

Zastosowałam MS Intense dopiero raz, dlatego na moje wrażenia będziecie musiały trochę zaczekać. Jedyne, co na ten moment mogę powiedzieć, to że konsystencja mile mnie zaskoczyła ponieważ krem nadal pozostał przyjemnie lekki, chociaż jest bardziej aksamitny niż klasyczny MS. Na skórze rozprowadza się bardzo ładnie i dobrze się wchłania. Czuć go na skórze jeszcze chwilę po aplikacji, ale nie w sposób powodujący chęć natychmiastowego zmycia go z siebie, co w moim przypadku zdarza się w 99,9% kremów, których próbuję używać zimą.
Mimo, że postanowiłam stosować go na noc, przetestuję go również pod kątem kremu na dzień i tego jak współpracuje z podkładami.



 

sobota, 11 lutego 2012

Estee Lauder - Topaz Mosaic - Pure Color Five Color EyeShadow Palette


Kochane - chciałam Wam dzisiaj zaprezentować jedną z piękniejszych palet w moim kufrze - piątkę Estee Lauder z wiosennej kolekcji Topaz Mosaic. Dzisiaj mam dla Was mnóstwo zdjęć, jestem już po pierwszych makijażach tą piąteczką i jej pełna recenzja, wraz ze swatchami pojawi się lada moment.
Muszę przyznać, że wiosna wg. Toma Pecheux bardz przypadła mi do gustu. Jak wiecie, ponieważ pisałam to już tysiące razy - nie przepadam za tymi kolekcjami, ponieważ najczęściej są bardzo dalekie od moich upodobań i gustów. Dyrektor kreatywny EL postawił w tym roku na bardzo nieoczywistą inspirację i chwała mu za to ;) Nie ma kwiatków, pączków, ogrodów, bukietów i eterycznych dziewcząt - są skąpane w słońcu góry Arizony. Ciekawa jestem Waszych opinii na temat tej kolekcji, tymczasem zostawiam Was z tą piękną paletą.

MAC Naturally - Lipglass - The Wee Coquette

Ostatnim - na razie oczywiście ;) - skarbem z MAC Naturally, który chciałabym Wam przybliżyć jest śliczny mleczny lipglass - The Wee Coquette.


wtorek, 7 lutego 2012

Recenzja - Alterra - mleczko do ciała Brzoskwinia i Liczi - czyli obiecanki, cacanki...

Ponieważ apogeum moich problemów z suchością skóry przypada zazwyczaj właśnie na tą porę roku, a cały mój zestaw SOS drzemie nadal na dnie kartonów, zachęcona świetną jakością olejków marki własnej Rossmanna postanowiłam sięgnąć po mleczko do ciała Alterry. Dodatkowym plusem był dla mnie absolutnie naturalny skład tego produktu. Wersja po którą sięgnęłam to brzoskwinia i liczi. Muszę przyznać, że naprawdę przyjemnie pachnie, to jednak niestety wszystko co mogę zaliczyć na plus...


poniedziałek, 6 lutego 2012

Recenzja - MAC Naturally - Mineralize Blush - Subtle Breeze


Recenzję tego różu obiecywałam Wam na wczoraj, ale niestety nieprzewidziane okoliczności udaremniły mi jej zamieszczenie. Mam nadzieję, że dzisiaj wszystko pójdzie już zgodnie z planem - przed Wami śliczny róż z kolekcji MAC Naturally - Subtle Breeze.

niedziela, 5 lutego 2012

MAC? Naturalnie! - mineralize eye shadow Daylight /sneak peak/

Zgodnie z Waszymi sugestiami wrzucam dokładniejsze zdjęcia i swatche cienia Daylight z kolekcji Naturally. Recenzja ukaże się niebawem, chciałabym najpierw porządnie go przetestować i sprawdzić w kilku konfiguracjach - na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że bajecznie wygląda połączony z bardzo ciemnym fioletem, podejrzewam jednak, że jego odcień daje morze możliwości.
 

Daylight to wg. producenta peach with dirty blue lavender veining.


sobota, 4 lutego 2012

MAC? Naturalnie!

Witajcie Kochane z samego oka cyklonu ;) Jeśli jeszcze kiedykolwiek jakakolwiek siła skłoni mnie do przeprowadzania się w styczniu, lutym i generalnie w samym środku najmroźniejszej zimy, to po prostu palnę sobie w łeb. Nie dosyć, że zmuszona jestem cały czas walczyć z całym szeregiem przemrożeń - nota bene udało mi się opracować żelazny zestaw, który jak tylko wszystko odrobinę się uspokoi, zamierzam Wam przedstawić - to jeszcze na domiar złego zamarzła nam rura wodociągowa ;/
Ale dość o wątpliwych urokach przeprowadzek, pora na trochę prawdziwych przyjemności - przed Wami MAC Naturally :)






Już jutro swatche i recenzja różu, który miałam okazję przetestować w naprawdę ekstremalnych warunkach, no i oczywiście niebawem również cień i błyszczyk ;)

m.m.

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...