sobota, 18 lutego 2012

Recenzja - Urban Decay Mariposa Palette




  Szczerze mówiąc trudno jest mi jednoznacznie stwierdzić, czy fakt niedostępności marki UD w Polsce jest minusem, czy wręcz przeciwnie. Podejrzewam,  że obecność na naszym rynku kolejnej 'boshe-jakie-to cudne' marki mogłaby mojego męża przyprawić o zawał, ponieważ o załamanie nerwowe przyprawia go już MAC wypuszczający co miesiąc nową kolekcję limitowaną.
Jedna z krakowskich Sephor /nie wiem, czy którakolwiek poza nią/ popełniła wprawdzie w zeszłym roku czarną paletę marki /LE Piraci z Karaibów/, ale opatrzyła ją tak zawrotną kwotą, że szczerze wątpię, by ktokolwiek się na nią wtedy zdecydował. Później podczas wyprzedaży paleta potaniała kilkakrotnie, ale już wtedy niestety nie udało mi się jej upolować. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by przed świętami czegoś sobie zażyczyć padło właśnie na paletkę UD i Smashbox, którą przybliżę Wam za jakiś czas. Mariposa przyleciała do mnie zza oceanu dzięki uprzejmości K.

 


Producent - This palette mixes never-boring neutrals with sexy hits of shimmer and sparkle, and signature UD brights that truly explode. Just sweep them on, fast and easy, with the enclosed travel-size cruelty-free eye shadow brush. These shadows are laid out in color-coordinated quadrants (sets of four) that look amazing when worn together and can also be used as a starting point for creating your own color combinations. Housed in a gunmetal tin that displays a striking butterfly and an embossed UD icon, this assortment is perfect for everyone.


Shades - Rockstar (deep purple), Gunmetal (gunmetal gray with silver glitter), Skimp (ivory peach sheen), Infamous (magenta sheen), Wreckage (taupe shimmer), Haight (dark teal with shimmer), Money (pale silvery green shimmer), Mushroom (steel gray shimmer), Spotlight (golden tan shimmer), Limelight (gold shimmer)









Opakowanie fenomenalne - metalowa kaseta, którą uwielbiam i mam w widocznym miejscu. Otwieranie jej początkowo bywa problematyczne - trzeba się przyzwyczaić. Wnętrze wyściełane jest fioletowym kartonikiem w motyle wzory, pędzelek śliczny, aczkolwiek do cieni kompletnie niepraktyczny. Sprawdza się za to w roli pędzelka do robienia kreseczek z cieni na mokro. 
Sporym mankamentem jest bardzo niewielka gramatura - paletka to 10 cieni po zaledwie 0,8g. 


Produkt/Efekt/Działanie - Skusiłam się na tą paletkę, ponieważ poza faktem, że byłam ogromnie ciekawa tych wychwalanych wszem i wobec cieni, Mariposa bogata jest w odcienie, których ja jeszcze w swoim kufrze nie posiadałam. Naked skreśliłam od razu, ponieważ cielistych, dziennych, neutralnych odcieni mam zatrzęsienie, poza tym pojawiają się one w różnych odmianach w  niemalże w każdej palecie. Kusiła mnie paleta rocznicowa marki i Book of Shadows, ale doszłam do wniosku, że na pierwszy raz lepsza będzie właśnie troszkę mnie spektakularna i skromniejsza Mariposa. W razie niewypału wyrzuty sumienia będą mniej gryzły ;)


Paleta, tak jak wspomniałam zawiera 10 odcieni, które w żadnym wypadku nie są do siebie zbliżone. 
Cienie mają genialną, jakby kremową konsystencję, co zresztą widać na zdjęciach.
 Są bardzo dobrze napigmentowane i zupełnie nie sprawiają problemu podczas rozcierania. 
Pięknie się przenikają i bardzo dobrze ze sobą łączą. Niezliczona jest ilość kombinacji - ja każdego dnia wpadam na inną równie fantastyczną. Naprawdę można je łączyć na wiele sposobów także z innymi cieniami - współpracują bez zarzutu.
Na bazie Benefit cienie trzymają się w niezmienionym stanie cały dzień, do późnego wieczora. Nie bledną, nie zbierają się w załamaniu.  Demakijaż micelem nie stanowi problemu. 
 


Wady tej palety są moim zdaniem dwie w zasadzie wynikające z siebie - wszystkie kolory oprócz Skimp oraz Infamous, który jest nawiasem mówiąc jednym ze słabszych odcieni /w kwestii nasycenia koloru/ są bardzo mocno perłowe, a co za tym idzie brakuje czegoś, co mogłoby to zrównoważyć. Można oczywiście sięgnąć po inne palety, czy cienie, ale ja lubię kiedy paleta jest 'samowystarczalna' a przynajmniej zawiera to, co moim zdaniem każda paleta zawierać powinna, czyli jestem w stanie stworzyć nią makijaż bez sięgania po kilka innych tylko i wyłącznie np. po jasny cień. Oczywiście, nie jest to tak ważne w domowym zaciszu, kiedy wszystko jest pod ręką, ale np. na wyjazd zabieram ze sobą paletę do której nie potrzebuję już dodatków. Pomijam tu oczywiście czwórki, czy trójki, ponieważ szaleństwem byłoby oczekiwanie, że do każdego quada ktoś będzie pchał wanilię - mam na myśli jedynie większe paletki zawierające 9, 10 czy więcej cieni. Tu brakuje mi zdecydowanie jasnego waniliowego matu do roztarcia granic cieni /na punkcie czego mam hopla/ i czegoś jeszcze ciemniejszego niż Rockstar, bądź chociażby większej pojemności samego Rockstar, ponieważ ten cień ma największe szanse na najszybsze zużycie. 





Podsumowując - bardzo, ale to naprawdę bardzo lubię tą paletkę. Sięgam po nią kilka razy w tygodniu, z fazami na codziennie ;) w zasadzie poza maleńkością /co może być też plusem - może uda mi się ją zużyć/ i brakiem tej nieszczęsnej wanilii /być może to fanaberia, ale Smashbox mnie pod tym względem bardzo rozpuścił ;P/ ciężko zarzucić jej cokolwiek - jest śliczna, cieszy oko, zawiera bardzo różnorodne, ciekawe odcienie i jest rewelacyjna pod względem jakości. Przy okazji, ze względu na bardzo utrudniony dostęp do marki jest takim moim specjalnym skarbem, który cieszy chyba jeszcze bardziej.

12 komentarzy:

  1. Mi się marzy baza z tej firmy, a ta paletka ma fajne kolorki ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczna jest no i ta pigmentacja :) Paletka ma takie moje kolory, no może oprócz Infamous. Ech, może w końcu UD trafi do nas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda bardzo fajnie, wszystkie odcienie mi się podobają. Jest ładna i elegancka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolory rzeczywiście zachęcają, no i opakowanie - cudeńko ;)
    Jednak ja tak z innej beczki zapytam - jaki wydatek za posiadanie takiej paletki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ta paleta kosztowała /i kosztuje, ponieważ nadal jest dostępna/ w Sephorze w Stanach $39 ;)

      Usuń
    2. Niestety w chwili obecnej nie na moją kieszeń - pozostaje mi więc podziwiać, jak pięknie wyglądają te kolory na Twoich powiekach ;)

      Usuń
  5. paletka jest naprawdę piękna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marzę o tej palecie:) Miałam ją nawet w samolocie kupić hehe bo mieli ale sie opanowałam:)
    Ja uwielbiam lekko perłowe, choć moim zdaniem one są rozświetlajace bardziej i takie półsatynowe w moim odczuciu.

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie bardzo podobne kolorki do 15th anniversary, którą mam. A co to za tajemnicza/y K? Hę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moim zdaniem cienei UD sa najlepsze jakosciowo na rynku,sa takie mieciutkie,maja fantastyczn agme kolorw i bradzo je lubie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo fajna i pomocna recezja!:) ja mam tez jedna paletke z urban decay - smoked i jestem z niej bardzo zadowolona! pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też bardzo lubię tą paletkę, niestety teraz już jej nigdzie nie można kupić, bo to limitowana edycja, ale jak mi się skończy Mariposa, to może się skuszę w końcu na Naked, albo Naked 2 :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo serdecznie dziękuję za każdy komentarz :)

/Jednocześnie zmuszona jestem niestety zastrzec sobie prawo do usuwania komentarzy zawierających wulgaryzmy, SPAM, czy pisanych jedynie po to, by umieścić w nich link, czy odnośnik niezwiązany z tematem postu/

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...