Pierwszą nowością jest kredka MAC, którą przegapiłam w ubiegłym roku. Ogromna była moja radość, kiedy w informacjach prasowych przeczytałam, że gadżety te wchodzą na stałe do oferty marki. Początkowo moje zainteresowanie wzbudził odcień Kittenish, ale po wstępnych testach w salonie okazał się dla mnie jednak zbyt różowy. Finalnie stanęło więc na Spontaneous, który jest odcieniem delikatnej śliwki z mikroskopijnymi drobinami. Kredki mojej ulubionej marki mają bardzo subtelną pigmentację, porównywalną raczej do balsamu. Są lekko transparentne. Nie wysuszają ust. Są banalnie proste w aplikacji - idealne na szybkie poprawki nawet we wstecznym lusterku.
Gramatura sztyftu to 2,3g. Są odporne na wysokie temperatury. Mimo, że zdarzyło mi się podczas ostatniej fali upałów zostawić ją w aucie - przetrwała bez uszczerbku, czego nie można niestety powiedzieć o pozostawionych razem z nią pomadkach, które kolektywnie popłynęły. Spontaneous nie jest demonem trwałości, ale też producent niczego takiego nie obiecuje. Zjada się równomiernie, nie wylewa poza kontur ust, drobiny są lekko delikatnie wyczuwalne, ale raczej niewidoczne.
Kolejną zdobyczą jest wymieniona w ramach akcji Back2MAC pomadka Brave o satynowym wykończeniu. Odcień to typowy nudziak - bardzo uniwersalny różowy beż. Tą pomadkę chwyciłam głównie z myślą o pannach młodych, ale okazało się, że pasuje również do mojego typu urody.
Brave jest satyną na pograniczu matu. Bardzo łatwo można spotęgować ten efekt przyprószając ją odrobiną transparentnego pudru. Gładko sunie po ustach, pokrywa je równomiernie bez prześwitów. Nie warzy się i nie roluje. Jest wyjątkowo trwała, a dodatkowo zmatowiona wytrzymuje długie godziny. Jest idealnym kolorem do wszelakich kombinacji - świetnie łączy się np. z opisywaną przeze mnie niedawno mineralną Lush Life dając piękny efekt ombre.
od góry - Brave, poniżej Spontaneous |
od lewej Spontaneous, Brave |
Podsumowując - mimo, że obiecywałam sobie ostatnio, że z pomadkami i błyszczykami na ten moment koniec, bo mam ich już naprawdę za dużo, te dwa nabytki niezmiernie mnie cieszą. Są uniwersalne, trudno zarzucić cokolwiek ich jakości i idealnie sprawdzają się 'na życie', kiedy na bardziej wymyślne i finezyjne eksperymenty brakuje czasu. Brave dodatkowo na stałe zamieszka w moim kufrze, ponieważ jest odcieniem wprost stworzonym do tego, by pięknie, ale subtelnie podkreślić urodę większości panien młodych w zestawieniu z mocniejszym makijażem oczu.
Jakie piękności. Nie wiem, która bardziej mi się podoba. Uwielbiam akcję B2M, szkoda tylko, że w PL nie można wymieniać opakowań na cień lub błyszczyk tak jak jest w Stanach.
OdpowiedzUsuńBłyszczyki jeszcze pal licho, ale nie mogę przeboleć cieni, zwłaszcza, że są znacznie tańsze niż pomadki ;)
UsuńMoże kiedyś i do nas dotrze ta procedura :-)
UsuńAch te maczki, wzdycham do nich!
OdpowiedzUsuńTo wzdychanie z czasem bardzo uzależnia ;)
UsuńCudne obie nowosci ;) Nad Brave sie zastanawiam... Bo czy potrzebna jest mi kolejna pomadka z MAC? ;P
OdpowiedzUsuńWiesz co, ona jest tak uniwersalna, że nawet nie zauważysz kiedy ją zużyjesz ;P
UsuńMiałam Brave na ustach w makijazu ślubnym (albo było to cos prawie identycznego):) w każdym bądź razie, kolor na takie okazje idealny ;)
OdpowiedzUsuńśliczne kolory :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię takie kolory :)
OdpowiedzUsuńto są zdecydowanie moje kolory :]
OdpowiedzUsuńOsz cholera jakie ladne odcienie, bardzo mi się podobają
OdpowiedzUsuńŚliczne kolorki :)
OdpowiedzUsuńObie piękne, chociaż chyba ciut bardziej Brave się do mnie uśmiecha;)
OdpowiedzUsuńpomadka bardzo "moja" uwielbiam takie kolory, chętnie bym ją przygarnęła :)
OdpowiedzUsuń