niedziela, 28 czerwca 2015

Kosmetyczne buble ostatnich miesięcy

Dzisiaj będzie krótko i treściwie. Zapraszam Was na mały przegląd produktów, które u mnie kompletnie nie spełniły swojego zadania, rozczarowały mnie i narobiły - w jednym przypadku - więcej szkód, niż było z nich pożytku.
Na pierwszy ogień włosy, ponieważ to moja ostatnio największa bolączka. Są suche jak pieprz. Błyszczące, ale niemiłosiernie splątane i niemożliwe do rozczesania bez kilogramów odżywek i masek.


Organicum - Szampon nawilżający do suchych włosów. Tak, wzrok Was nie myli - jeszcze kilkanaście miesięcy temu piałam z zachwytu nad tymi szamponami. Były rewelacyjne, świetnie oczyszczały włosy, pozbawiona silikonów formuła nie obciążała, a mycie było czystą przyjemnością ze względu na rewelacyjny zapach i konsystencję, która już przy niewielkiej ilości zapewniała wystarczającą ilość piany i skuteczności. Później ktoś postanowił coś ulepszyć, albo nieco zaoszczędzić. Już od kilku butelek z dzióbka leje się woda /dosłownie/. Nie ma śladu po konsystencji, niewiele go pozostało po zapachu, stosowanie tych szamponów zaczęło mnie zwyczajnie irytować. Włosy są splątane, szampon jest wściekle niewydajny. Dawałam im kilka szans, wychodząc z założenia, że być może trafiam na felerną partię. Po tej butelce mówię już definitywnie pass i szukam czegoś w zamian. Szkoda, bo produkt przez wiele miesięcy był moim absolutnym faworytem.


Receptury Agafii - Tradycyjny syberyjski balsam regenerujący na brzozowym propolisie.
Wiem, że te wszystkie receptury biją rekordy popularności w sieci, ale u mnie niestety było bez wow. Pomijając już koszmarny, duszący i drażniący zapach, brak jakichkolwiek właściwości pielęgnacyjnych - włosy jak suche były, tak zostały, nie było ich wcale łatwiej rozczesać, nie zauważyłam ani regeneracji, ani nawilżenia. Ponadto balsam koszmarnie zapychał mi skórę głowy. Po każdym użyciu pojawiały się bolące krostki, a stosowanie na samą długość włosów mijało się z celem, ponieważ tak jak wspomniałam, balsam kompletnie nie poprawiał ich stanu. Kupiłam pierwszy i na pewno ostatni raz.


Alterra Maska i odżywka nawilżająca Granat i Aloes.
Uwielbiam szampony z Alterry. Są rewelacyjne. Włosy są świetnie oczyszczone, błyszczące, pachnące. Kupuję je namiętnie. Niestety zarówno odżywka, jak i maska /która w moim odczuciu jest po prostu tą samą odżywką zamkniętą jedynie w innym opakowaniu/ to klapy na całej linii. Zero, ale to naprawdę kompletnie żadnych właściwości pielęgnacyjnych. Włosy po nich nadal są przeraźliwie suche, nie ma śladu po jakiejkolwiek regeneracji. Ustalmy jedno - nie wymagam działania pro od produktów drogeryjnych, ale żeby chociaż trochę, odrobinę ułatwić rozczesywanie. Jedyny plus, to fakt, że poza brakiem działania nie robią krzywdy.


Veet Krem do depilacji skóry wrażliwej. 
Jeżeli to była wersja do skóry wrażliwej, to ja naprawdę nie chciałabym nigdy mieć do czynienia z tą do skóry normalnej. Mimo, że krem zastosowałam zgodnie z instrukcją nie obyło się bez koszmarnego podrażnienia i popękanej wręcz skóry, którą przez kilka dni zmuszona byłam regenerować Sudocremem i Homeoplasmine. Teraz tą tubkę czeka albo kosz na śmieci, albo zużycie na łydki - jeśli tylko będę miała w ogóle odwagę jeszcze po nią sięgnąć.

Garnier Neo Intensywny Antyperpirant Niewidoczny Krem.
Niestety niewidoczne było przede wszystkim jego działanie. Generalnie nie mam problemów z nadmierną potliwością. Zwykła Ziaja radzi sobie świetnie już od kilku lat, jedynie w sezonie letnim wspomagam się Ziajowym blokerem ca. raz w tygodniu. Zadanie nie było więc skomplikowane, a Garnier i temu nie podołał. Bardzo długo zasychał na mojej skórze, a później w ciągu dnia daleko było mu do dawania mi poczucia pewności i komfortu, mimo, że nie było upałów, samochód ma klimatyzację, a ja naprawdę nie potrzebuję jakiegoś wybitnie silnie działającego produktu. Neo dawał radę jedynie w te dni, kiedy jego użycie poprzedzone było blokerem na noc. W pozostałe koszmarne uczucie lepkości doprowadzało mnie do białej furii. Kosz i nigdy więcej.



Go Cranberry Płyn Micelarny - obszerniejszą recenzję tego koszmarka wrzuciłam kilkanaście dni temu. Od tego czasu nic się nie zmieniło - micel wypala gałki oczne wyjątkowo skutecznie powodując łzawienie jeszcze następnego dnia, a na skórze pozostawia nieprzyjemną lepką warstwę. Kosz, bo straciłam już cierpliwość.

Avon Senses Energising - żel pod prysznic z ekstraktem z eukaliptusa.
Wszystko byłoby pięknie, zapach jest nieprawdopodobny. Żel świetnie spisywałby się pod tym względem rano, dając dodatkowego kopa do działania. Ale pięknie nie jest - fantastyczny, świeży zapach utrzymuje się 3 sekundy, a żel ma koszmarną konsystencję zwartej galaretki co utrudnia wydobycie z butelki i rozprowadzenie na skórze, ponieważ mniej więcej 3/4 ląduje na dnie wanny. Niestety skuszona genialnym zapachem kupiłam od razu dwie butelki. Jedną już zdenkowałam, z drugą czekam na kolejną falę cierpliwości do tej galarety, zużywając w tym czasie inne żele zdecydowanie bardziej przyjazne użytkownikowi.


To byłoby na tyle. Oczywiście od razu wyraźnie zaznaczam, że fakt, że wyżej wymienione produkty nie sprawdziły się u mnie nie oznacza automatycznie, że nie sprawdzą się u którejś z Was. Ja po prostu z różnych względów kompletnie nie byłam w stanie się z nimi porozumieć. Dajcie znać, czy znacie te kosmetyki i jak sprawdzają się u Was - jestem bardzo ciekawa ;)

6 komentarzy:

  1. no co do wlosow to moze one zwyczajnie nie lubia natury?:))
    daj im wiec spokoj i uzywaj normalnych szamponow:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, widze, ze nam sie bubelki pokrywaja - tez ta maska i odzywka z Alterry zupelnie mi nie przpadla do gustu :( Do kosmetykow rosyjskich Agafii tez sie jakos nie moge przekonac....

    OdpowiedzUsuń
  3. Na szczęście nie miałam nic z Twoich bubli :)

    OdpowiedzUsuń
  4. sporo tych bubelków niestety :( no i się zmartwiłam, bo mam garnier neo w zapasach, kupiony z ciekawości na wypróbowanie

    OdpowiedzUsuń
  5. Veet ma teraz taką nową serię kremów, z naturalnych składników, mi bardzo podeszły, może tego spróbuj?

    OdpowiedzUsuń
  6. Alterra ma w składzie alkohol, u wielu osób daje taki efekt. Na moich niskoporach, którym alkohol niestraszny sprawdza się całkiem nieźle, mojej mamie (suche wysokopory) zafundowała puch i wysuszenie. Za to szampony, które sobie chwalisz, były moim bublem. Oklap u nasady, spuszone końce, nope.
    Seria z propolisem też była dla mnie niewypałem. Szampon fundował mi oklap u nasady i szybsze przetłuszczanie, a odżywka - efekt "włosów dziecka" - mam z natury cienkie włosy, po odżywce były ekstremalnie miękkie, wiotkie, puszyły się.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo serdecznie dziękuję za każdy komentarz :)

/Jednocześnie zmuszona jestem niestety zastrzec sobie prawo do usuwania komentarzy zawierających wulgaryzmy, SPAM, czy pisanych jedynie po to, by umieścić w nich link, czy odnośnik niezwiązany z tematem postu/

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...